Dwie kreski - czyli ciąża i co teraz...

Był ciepły, lipcowy poranek. Zapowiadał się intensywny weekend i jeszcze bardziej intensywny tydzień. Bo wyjazd za miasto, bo impreza, a nawet imprez kilka. Jedna tylko rzecz nie dawała mi spokoju, a mianowicie dlaczego jakoś mi śpiąco, jakoś mi się nie chce i jakoś tak na horyzoncie nie widać wiadomych co miesięcznych dolegliwości.

Dla świętego spokoju zrobiłam test ciążowy. I co? I nic. Jedna kreska i jakiś zaciek. Ów zaciek nie dawał mi spokoju przez cały weekend i choć małż twierdził uparcie, że to nic postanowiłam rozwiać wszelkie wątpliwości robiąc odpowiednie badania krwi... W ten oto sposób, w pewien poniedziałek, moje życie zmieniło się na zawsze.

Spokojnie. Nie popełniłam recydywy. Wszystko to działo się dokładnie rok temu. Szok i niedowierzanie ustąpiły miejsca panice, a następnie ciekawości i ekscytacji, później również strachowi, dlatego też postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma okołociążowymi spostrzeżeniami/radami , a nuż trafi tu jakaś ciężarna i coś na tym skorzysta:)

1. Jak już się zobaczy te bardziej lub mniej upragnione dwie kreski grunt to zachować spokój chociaż wiadomo, że ciężko z tym bywa, bo nawał myśli i emocji jest ogromny. Kiedy wynik testu jest pozytywny najpierw należy udać się do ginekologa, który powinien zalecić komplet badań. Ja żeby nie czekać na wizytę u gina poszłam do internisty, opowiedziałam jaka jest sytuacja, że spóźnia się to i owo, że dwie kreski jakieś takie niewyraźne, a przede mną intensywny czas, więc chcę mieć pewność co do mojego bycia/nie bycia w ciąży. Dzięki temu do gina trafiłam z pierwszymi wynikami potwierdzającymi ciążę (beta HCG). Karta ciąży została założona po pierwszym usg w 8tc.

2.  Należę do zwolenników mówienia pracodawcy o ciąży jak tylko będziemy jej pewne, a nie po otrzymaniu bardziej lub mniej zasadnego L4. Dzięki temu pracodawca ma czas na znalezienie zastępstwa, wie mniej więcej czego się spodziewać i nie zostaje postawiony przed faktem dokonanym jakim jest długotrwała nieobecność pracownika.

3. W moim przypadku nie pojawiły się mdłości za to potwierdziły się osławione ciążowe huśtawki nastrojów i to takie do potęgi entej - śmiałam się i płakałam na przemian, a raz nawet rzuciłam talerzem z kanapkami z pieczonym boczkiem - paradoksalnie bardziej niż talerza było mi szkoda tegoż boczku i ogórka kiszonego. Płacz na filmach przyrodniczych, kreskówkach, a nawet na "Jednym gniewnym Czarlim" należał do normy. Biedny był mój małż wtedy, powiadam Wam, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy i najlepiej na ten czas po prostu przymknąć oko na swoje humory i podchodzić do nich... z humorem właśnie:)
PS II trymestr zapewnił co prawda przerwę w tej jakże absurdalnej huśtawce, za to wróciła ona z nową dawką płaczu bez powodu w III trymestrze.
4. Skoro mowa o huśtawce nastrojów to nie można zapomnieć o ciążowym mózgu, a raczej jego braku. Śmieją się z niego w serialach i filmach, myślałby kto, że to prawda... a jednak. Bo jak inaczej wyjaśnić: pomylenie wlotu powietrza w samochodzie terenowym z rynną, wstawienie wody na herbatę w czajniku postawionym na blacie, a nie na odpalonym już gazie, notoryczne zapominanie słów i wieeele innych wpadek... 
Co by totalnie nie popaść w otchłań ciążowej galarety zamiast mózgu dobrze jest sobie wszystkie najważniejsze rzeczy zapisywać, najlepiej w kilku miejscach, na wypadek zgubienia telefonu/kalendarza/notesu
Dobrze jest mieć też oddzielną teczkę zawierającą wszystkie papierki związane z ciążą: wyniki badań krwi, usg i innych, książeczkę ciąży, listę pytań, zaleceń, ksera zwolnień lekarskich itp. Ja trzymałam tam również aktualną rmuę, tak na wszelki wypadek gdyby nfzowski eWUŚ spłatał mi figla.

5. Wracając do nieco poważniejszych aspektów ciąży - nie ma co się cackać ze zmianą lekarza prowadzącego. Nie podoba się - do widzenia. W tym czasie lekarz powinien być mega empatyczny, a przy tym wzbudzać więcej zaufania niż zwykle, nie powinien natomiast bagatelizować waszych wątpliwości i obaw (nie zależnie od tego jak niepoważne by one były), a ciąże musi traktować jako całość, a nie tylko patrzeć na swoją działkę, znajdującą się między nogami pacjentki. 
Ja odpuściłam, tłumaczyłam sobie, że skoro jest ok, to nie potrzebuję empatii, a potem chodziłam i płakałam, bo lekarz-buc twierdził, że ból kręgosłupa, a następnie utykanie przez bolące biodro to nie jest kwestia zmiany środka ciężkości, rosnącego brzucha itd., że anemia nie jest jego problemem tylko hematologa itd. itp. 
Doszło do tego, że dostałam dwa zwolnienia lekarskie - jedno od ortopedy, po opierdzieleniu mnie, że z czym ja przychodzę przecież w ciąży to normalne, drugie od hematologa, który się załamał widząc tak zaawansowaną anemię...

6. Skoro o lekarzach mowa to należy domagać się skierowań na komplet badań. Chociażby lekarz nas zbywał - nie dać się. Badania są ważne, a nie które mogą pomóc uniknąć różnych komplikacji (np. na cytomegalię lub toksoplazmozę, nie wspominając o chorobach wenerycznych).

7. Nie należy sugerować się wszystkim co znajduje się w internecie. Zazwyczaj czyta się tam straszne historie okołoporodowe i okołociążowe, najlepiej w ogóle do nich nie zaglądać w ramach unikania stresu. Każda ciąża jest inna, tak samo jak poród. Na jednym z forów czytałam jak dziewczyny prześcigały się w oglądaniu programów o położnych, porodach itd. ja przez całą ciążę nie obejrzałam ani jednego, bo uznałam, że nie ma co się nastawiać.
Czasem źródłem opowieści niczym z horrorów są inne matki, które niedawno rodziły i nie wiedzieć czemu uznają, że opowiadanie bardzo szczegółowych i krwistych historii doda otuchy ich ciężarnym koleżankom.
 Do tego dochodzi osławiony doktor google, którego diagnoza finalnie oznacza śmierć lub stałe kalectwo. Jeśli ma się wątpliwości, nietypowe objawy - trzeba iść do lekarza, a jeśli ten daje ciała albo stawia jakąś  poważną diagnozę dobrze jest zasięgnąć drugiej opinii/powtórzyć badania.

8. Dobrze jest się nie nastawiać na nic. Chociaż w przypadku karmienia piersią to podobno błąd. Nie nastawiałam się na jakiś specjalny rodzaj porodu, ani na sposób karmienia. Wychodziłam z założenia, że będzie co ma  być, chociaż oczywiście byłam pełna obaw. Mimo wszystko dzięki takiemu podejściu kiedy przeszłam na karmienie mlekiem modyfikowanym obyło się bez większych wyrzutów sumienia podobnie jak przy cesarskim cięciu. Nie mam sobie z tych tytułów nic do zarzucenia, tak miało być i było, jeśli ktoś uważa, że przez to nie jestem pełnoprawną matką to hak mu w smak:)

9. I na koniec, być może najważniejsze: ufajcie swojej intuicji. Co by Wam nie podpowiadała, czasem lepiej narobić niepotrzebnie paniki ale mieć spokojną głowę, niż nie chcieć robić problemu sobie i innym a potem żałować.
----------------------------
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i uznasz, że ktoś może na nim skorzystać - będzie mi bardzo miło jeśli prześlesz go dalej w świat klikając w jeden z udostępniaczy (pod polecanymi postami) 👇
Dziękuję 💐😘

Udostępnij ten post

13 komentarzy :

  1. Ciazowy mózg... To było coś niemożliwego! Takie nieogarniecie! ;D
    lekarza prowadzącego zmieniłam raz i powinnam to zrobić i drugi, następnym razem będę wiedziała co i jak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? wydawać by się mogło że to ściema, a to fakt, nad faktami:)
      Co do lekarza to nie ma co się patyczkować... ja swojego zmieniłam na dwa tygodnie przed przedwczesnym porodem:|

      Usuń
    2. Ciążowy mózg plus skleroza ciążowa. Znam to z autopsji. I niestety przy drugiej ciąży nie jest lepiej ;)

      Usuń
  2. Zdecydowanie rozumiem żal za boczkiem i ogórkiem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie to ciążowy mózg (a właściwe jego kompletny) brak utrzymuje się przez ok. 6 m-cy po porodzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, ja do tej pory czasem strasznie bredzę i obawiam się czy mi tak nie zostanie;)

      Usuń
  4. Jestem w 6 miesiącu i doskonale rozumiem co masz na myśli mówiac, że zamiast mózgu jest galaretka. Ostatnio mówiłam o jeżdżeniu Junkersem (mając na myśli Junaka) i w nerwach rzucałam w sprawcę mojego szczęścia plasterkiem sera żółtego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny post,bardzo pomocny dla przyszłych mam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie było tak za pierwszym razem, że poza dziką ochotą na śledzie nie miałam żadnych objawów ciąży, wszystko było jak być powinno... test zrobiłam bo jadąc do pracy zrobiło mi się tak niedobrze, że zwymiotowałam zaraz po otwarciu drzwi do autobusu (co za wstyd!) i pomyślałam zrobię test... wyszły 2 kreski, ale najlepsze było u lekarza jak powiedział ze to 12tc... szok w pełnej okazałości...
    pozdr i zapraszam do nas

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie też byłoby bardziej szkoda tego ogórka ;)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka