„Język niemowląt” to pierwszy poradnik, który
wpadł mi w ręce i pierwszy jaki ktoś mi polecił w ogóle. Początkowo napaliłam
się na niego jak szczerbaty na suchara, ale z biegiem czasu i stron musiałam
przepuścić go przez swoje sito. Książka jak tytuł wskazuje dotyczy tylko i
wyłącznie okresu niemowlęcego i dotyka właściwie wszystkich aspektów życia
małego człowieka – od karmienia, przez pielęgnację, aż po tytułowy język. Ponadto
zawiera też oddzielne rozdziały dot. zmian jakie zachodzą w życiu rodziców po pojawieniu się dziecka, naprawiania
popełnionych już błędów „wychowawczych”, trochę o depresji poporodowej (z
testem na takową włącznie) oraz o sytuacjach kryzysowych i nietypowych związanych
np. z dziećmi adoptowanymi czy wcześniakami.
Na początku książki znajduje się test
pozwalający zakwalifikować naszego potomka do jednego z możliwych typów:
aniołek, średniaczek, żywczyk, wrażliwiec i poprzeczniak. Jak twierdzi sama
autorka książki, a zatem i testu, możliwe jest, że dziecko ma przewagę cech
aniołka, ale ma też cechy wrażliwca czy żywczyka… i tutaj zaczynają się
pierwsze schody, bo patrząc na moje dziecię dochodzę do wniosku, że co jakiś
czas zmienia jej się koncept, a co za tym idzie rozłożenie cech głównych typów,
tak więc aby móc na bieżąco stosować rady przystosowane dla poszczególnych
typów test musiałabym robić średnio raz na dwa tygodnie, a czasem częściej.
Niemniej jednak nie należy się tym zniechęcać, a z samej książki można
wyciągnąć kilka ciekawych koncepcji, aczkolwiek pewnie dla każdego rodzica i dziecka ciekawymi okażą się inne wskazówki.
Sposoby, a raczej propozycje postępowania i radzenia sobie z problemami zazwyczaj są podpierane przez konkretne przykłady „z życia wzięte”. Wszystko super o ile nasze dziecię pasuje do konkretnego typu i o ile źródło naszego problemu jest tak wyraźne jak to w przykładach.
Początkowo bardzo podobała mi się koncepcja zaprezentowana przez panią Hogg. Jednakże im dalej w las tym więcej drzew, a im Zosia starsza tym mniej pasująca pod schematy wszelakie. Więc zamiast się dołować, że dziecko odbiega mi od książkowej teorii, tak jak to zwykle robię w przypadku literatury poradnikowej, wyciągnęłam z niej to co mi i Zofii podpasowało najbardziej:
Sposoby, a raczej propozycje postępowania i radzenia sobie z problemami zazwyczaj są podpierane przez konkretne przykłady „z życia wzięte”. Wszystko super o ile nasze dziecię pasuje do konkretnego typu i o ile źródło naszego problemu jest tak wyraźne jak to w przykładach.
Początkowo bardzo podobała mi się koncepcja zaprezentowana przez panią Hogg. Jednakże im dalej w las tym więcej drzew, a im Zosia starsza tym mniej pasująca pod schematy wszelakie. Więc zamiast się dołować, że dziecko odbiega mi od książkowej teorii, tak jak to zwykle robię w przypadku literatury poradnikowej, wyciągnęłam z niej to co mi i Zofii podpasowało najbardziej:
1. „Łatwy
plan” czyli wprowadzanie ogólnego planu dnia, z uwzględnieniem mniej więcej
takich samych odstępów między karmieniami. U nas plan zadziałał i od początku
udawało mi się wykrzesać 2,5-3h na różne aktywności pomiędzy posiłkami Zofii,
dodatkowo wprowadziliśmy wieczorny rytuał w postaci kąpieli o stałej porze, później
masaż (o którym też można przeczytać w opisywanej książce), butla i spać. Teraz
ta sama koncepcja pozwala mniej więcej przewidzieć kiedy Zo będzie głodna,
kiedy będzie drzemała itd. Czasem jednak poza porami karmienia koncepcja zośkowa
się zmienia i z 2,5-3h luzu mam 15 minut. Cóż począć, taki lajf i uroki
przebywania z coraz bardziej aktywnym dziecięciem.
2. Ogólny opis
języka niemowląt, a więc rodzajów płaczu i towarzyszących mu objawów -
przydatny zwłaszcza dla rodziców totalnie początkujących, niemających nigdy
wcześniej styczności z noworodkiem. Ja niewątpliwie należę właśnie do tej właśnie grupy
i tabelka z ogólnymi opisami nie tylko pozwoliła mi upewnić się w tym czego
dowiedziałam się w szpitalu, dodatkowo zapewniła mi swojego rodzaju pewność
siebie i słownik zośkowego języka – i jedno i drugie przydało się zwłaszcza w
czasie pierwszych dni po powrocie do domu ze szpitala. Oczywiście nie należy
całkowicie zawierzać tabelom z poradnika, ale spokojnie można się nimi
podpierać i obserwować czy się sprawdzają.
3. „Powoli”.
Ta rada naprawdę ma sens, ale do mnie dotarła dopiero po kilku tygodniach życia
z Zosią. Chodzi zarówno o tempo życia matki jak i sposób obchodzenia się z
niemowlęciem. Początkowo docierała do mnie tylko druga część zdania, po trzech
miesiącach wiem, że pierwsza część jest również bardzo istotna, jeśli nie
kluczowa.
Bywa trudno, ale codziennie uczę się trochę na nowo jak wrzucać na luz i odpuszczać rzeczy, które nie są niezbędne, a przede wszystkim tego jak poznać rzeczy, które niezbędne nie są:)
Bywa trudno, ale codziennie uczę się trochę na nowo jak wrzucać na luz i odpuszczać rzeczy, które nie są niezbędne, a przede wszystkim tego jak poznać rzeczy, które niezbędne nie są:)
4. Wskazówki.
W książce jest ich cała masa - jedne opisane są całymi rozdziałami inne są
uzupełnieniem tych pierwszych. Mi bardzo pomogła wydawałoby się oczywista
wskazówka o tym, żeby nie przypisywać niemowlętom intencji. Dziecko w ten
sposób sygnalizuje swoje różne potrzeby. Koniec i kropka.
Niby oczywiste, a czasem trzeba to sobie przypomnieć, zwłaszcza w momentach kryzysowych.
Niby oczywiste, a czasem trzeba to sobie przypomnieć, zwłaszcza w momentach kryzysowych.
5. Nie jestem w stanie ocenić przydatności
książki pod kątem jej treści dotyczącej karmienia piersią, na pewno jest to
temat opisany bardzo obszernie. Mogę natomiast docenić to, że poza tą koncepcją rozdział o karmieniu uwzględnia również karmienie mieszane i mlekiem modyfikowanym.
Nie ma przy tym oceniania, są za to wskazówki jak karmić niezależnie od sposobu. Co więcej Hogg zostawia MATCE miejsce
na wybór sposobu karmienia. Wybór również wynikający z jej sposobu życia, nie
tylko z konieczności.
Podsumowując:
Nie zgadzam się, z przeczytanym na jednym z forów twierdzeniem, że „Język
niemowląt” Tracy Hogg to tak naprawdę „tresura niemowląt”. W końcu nikt nikogo nie zmusza do
stosowania tych czy innych metod, są to tylko propozycje i wskazówki. Moim
zdaniem, to co dla jednego dziecka i jego rodzica będzie metodą wychowawczą nie
do zniesienia, dla innego może okazać się podejściem skutecznym i pożytecznym.
Nie mówimy oczywiście o skrajnościach.
„Język niemowląt” na pewno wnosi dużo przydatnych informacji, zwłaszcza dla rodziców totalnie zielonych, nieinteresujących się wcześniej żadnymi koncepcjami dotyczącymi wychowania czy postępowania z noworodkiem/niemowlakiem. Poza tym może stanowić ciekawą podstawę do dalszego poszukiwania, poszerzania rodzicielskich horyzontów i właśnie taką podstawą jest teraz dla mnie.
„Język niemowląt” na pewno wnosi dużo przydatnych informacji, zwłaszcza dla rodziców totalnie zielonych, nieinteresujących się wcześniej żadnymi koncepcjami dotyczącymi wychowania czy postępowania z noworodkiem/niemowlakiem. Poza tym może stanowić ciekawą podstawę do dalszego poszukiwania, poszerzania rodzicielskich horyzontów i właśnie taką podstawą jest teraz dla mnie.
Ja do końca książki nie dotrwałam. Sami w międzczasie wypracowaliśmy sobie nasz rytm dnia, nasze rytuały i przyzwyczajenia. Też czytając książkę miałam trochę wrażenie, jakby to była troszkę tresura, ale podobnie jak Ty myślę, że nikt nas nie zmusza do stosowania tych metod, jeśli nam nie leżą :)
OdpowiedzUsuńJa wytrwałam, ale może głównie dlatego, że sporą część przeczytałam jeszcze w szpitalu. Generalnie tak jak pisałam im Zosia starsza tym mniej podchodzi pod schematy, z resztą pewnie jak większość dzieci;)
UsuńNa bazie tego co przeczytałam u Hogg dotarłam do innych książek, których koncepcje i wyjaśnienia pewnych zachowań bardziej do mnie przemawiają:)
Nie brałam się za takie poradniki. Teraz tonę w poradnikach dot. wychowania dzieciaków. Ciężka literatura jak dla mnie, z trudem przez nią brnę
OdpowiedzUsuńJa też wolę czytać inne gatunki zdecydowanie... na razie robię tak, że czytam 1 poradnik, a po nim dla oderwania 1 książkę z innego, bardziej lubianego przeze mnie poletka;)
UsuńJa jestem w trakcie czytania, ale póki co mnie nie porwała :) Zobaczymy, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńJak Cię nie powaliło na początku to pewnie dalej będzie podobnie;)
UsuńKsiążka często polecana, niejako z rozpędu. Życie pokazuje, że lepiej dopasować się do własnego, wypracowanego rytmu, małych rytuałów itp. Każdy człowiek jest inny, a dzieci się do gatunku ludzkiego zaliczają jak mniemam, więc żadne poradniki tresury czy w przypadku psów czy dzieci się rzadko sprawdzają.
OdpowiedzUsuńeM.
Zgadzam się. Czasem tylko trzeba sobie to uświadomić i myślę, że w tym ta książka może poniekąd pomóc. Co do reszty koncepcji to tak jak piszesz - każdy jest inny więc nie ma co nastawiać się że jakiś poradnik będzie rozwiązaniem problemów wszelakich.
UsuńKażda ocena i kategoryzacja jest... Słaba. Szczególnie jak pada to na łatwy pod tym względem grunt. I tak się zaczyna, od momentu wyjścia z brzucha, przyszywanie łatek... Jestem przeciw. Co do rozdziału o karmieniu piersią? Są błędy. Na przykład nie ma vzegoś takiego jak fazy mleka. I konpletnie nie rozumiem po co na siłę nie usypiać dziecka przy piersi, skoro mleko ma w sobie naturalne składniki przeciwbólowe, uspokajające i usypiające - czyli prosty, logiczny wniosek się nasuwa - ono służy właśnie do usypiania :) kiedyś ta książka bardzo mi się podobała, teraz stwierdzam, że może przynieść więcej szkody, niż pożytku :) choć są w niej i miłe rzeczy - o szacunku, o tym, by zawsze mówić dziecku, co będzie się działo i żeby zawsze zakładać, że może zrozumie zamiast "na pewno nie zrozumie" :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta książka podoba się wszystkim na początku, bo wydaje się prosta. Jej prostota nie pasuje jednak do większości dzieciaków, bo tak jak piszesz zaczyna się przyszywanie łatek.
UsuńKarmienia piersią nie komentuję, ale wierzę że masz rację.
A jeśli chodzi o szacunek itd. to zgadzam się w całej rozciągłości, aczkolwiek te zasady tyczą się generalnie każdej istoty żywej niezależnie od tego czy ma lat 0,1 czy 80;)
Ze spokojem pominęłabym tę pozycję i zupełnie nie rozumiem, dlaczego jest tak polecana. Rodzicielski absolutny, niezaprzeczalny, zawsze przydatny, fascynujący i arcyciekawy must read to np. "Mądrzy rodzice" Sunderland.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ją kończę i na pewno recenzję na skrobię:)
UsuńMogę się podpisać pod Twoim postem :) U mnie Tracy Hogg cudnie działa już na drugie dziecko, o czym zresztą pisałam ostatnio (jakby co - zapraszam ;) http://ziomalkowyswiat.blog.pl/
OdpowiedzUsuńPS. Polecam Ci "Zaklinaczkę dzieci" T. Hogg - dużo lepsza, bardziej precyzyjna, sięgam jak do Biblii w syt. kryzysowych i jakoś prawie zawsze znajduję odpowiedź.
Kiedy właśnie u nas sprawdziła się tylko częściowo, tak jak pisałam na początku Zosia zmienia się tak często, że test z książki musiałabym robić co tydzień;)
UsuńFajnie, że u Ciebie tak zadziałała:D Ja szukam dalej;)
Jakoś z Twoich pozytywów odniosłam wrażenie, że jednak Wam podpasowało i działa (mimo tego, co we wstępie).
UsuńU mnie ok. Ale oczywiście regresy są (właśnie mam jeden na stanie ;))
Pozdrawiam.
Ja u siebie na blogu też pisałam recenzję tej książki. Mi bardzo pomogła poukładać sobie to całe zamieszanie. Dla mnie wielką otuchą było znalezienie rozdziału o wcześniakach. Dobrze widać, że autorka rozumie wszystkie problemy i dylematy. Mimo że jest to krótki rozdział. Nie wszystkie rady znalazły u nas zastosowanie, ale część była dla mnie inspiracją.
OdpowiedzUsuń