W ubiegły czwartek mogłam to wszystko zweryfikować i tak oto okazało się, że chociaż wiem, że opieka babci to najlepsza możliwa opcja to przed wyjściem serce mi się krajało. Ba, zaczęło mi się krajać już na kilka dni przed całym wydarzeniem. Dobrze, że bilety nie były za tanie, bo byłabym skłonna się rozmyślić. Dobrze, że małż ma zdrowe podejście i powtarzał mi, że przecież to moje marzenie, więc zbrodnią było by tak po prostu odpuścić. Posłuchałam się i nie odpuściłam.
Trasa do Łodzi z Warszawy przebiegła całkiem zacnie, po pierwszej porcji stresu ("OMG przecież ja nigdy tak daleko nie jechałam", "aaaaa autostrada aaaaa", "sprzęgło, hamulec, gaz... sprzęgło, hamulec gaz...") oraz omamów słuchowych w postaci słyszenia płaczu zośkowego nastąpił etap rozluźnienia i darcia ryja w samochodzie do największych hitów Aerosmith. Pasażerowie znosili to dzielnie, ale umówmy się, że nie mieli większego wyboru jeśli chcieli dojechać na koncert:P
Po dobiciu do Łodzi kolejna porcja stresu - parkowanie, świecąca się rezerwa paliwa i masa innych pierdół. Potem druga fala luzu, a zatem belgijskie frytki, atmosfera festiwalowa i podziwianie całego przekroju wiekowego i kulturowego współimprezowiczów:)
Kiedy w końcu weszliśmy na płytę (płyta to za duże słowo, bo połowę PŁYTY zajmował durny Golden Circle(sic!)) dopadł mnie kolejny stres, bo przecież telefon w czasie koncertu nie do odebrania i w ogóle co ja tutaj robię, kiedy Zosinka bidulka siedzi w domu... Nosz przecież wiem że nie sama i że krzywda jej się nie dzieje, ale co matka to matka. Hormon dopadł mnie tak mocno, że na hicie "Watch Over You" Alter Bridge nawet uroniłam łezkę...
Jak tylko na scenie pojawił się Steven i reszta dziadków z Aerosmith. Boże, ileż oni mają energii, jaki power, jaka charyzma i w ogóle och i ach ♥♥♥ Pełnię szczęścia dopełnił fakt, że 90% setu stanowiły same hiciory, a więc "Cryin", "Dude looks like a lady", "Love in the elevator", "Dream On", "I don't want to miss a thing", "Walk this way" i masa innych. Nie pamiętam kiedy tak się darłam, kiedy tak skakałam, tańczyłam i generalnie momentami zachowywałam się gorzej niż nastolatka na koncercie Justina Biebera:P Usprawiedliwia mnie tylko fakt, że na koncert Aerosmith czekałam od kiedy po raz pierwszy usłyszałam "Crazy" i tym samym moje największe muzyczno-koncertowe marzenie (poza koncertem Queen z Fredkiem na wokalu:P) się spełniło.
![]() |
Źródło: http://www.terazrock.pl/galeria/album/Aerosmith-_Impact-Festival_-12_06_2014_/1300.html#foto |
Ja swoje marzenie spełnię za dwa miesiące :D Wyjścia bez dziecka już mi nie robią. Ba! Ja zapominam, że mam dziecko jak wychodzę do znajomych.... jestem wyrodną matka...
OdpowiedzUsuńEeee tam, od razu wyrodną:)
UsuńPocieszę cię, że jak już wpadnę w wir spotkania/koncertu/czegokolwiek co mnie wciągnie to też dopada mnie amnezja;)
Fajnie.. Odprężyłaś się i spełniłaś marzenie. Pewnie każda "świerza" mama myśli czy dziecko nie będzie płakało jak jej nie będzie :D
OdpowiedzUsuńA co do twojego pytania na moim blogu o Google Analytics to masz po prawej stronie POZYSKIWANIE + SŁOWA KLUCZOWE+ BEZPŁATNE Możesz po wybraniu SŁOWA KLUCZOWE nie mieć tego i to ustawić na tej stronie :)
UsuńDzięki, znalazłam:D
UsuńSpełniaj marzenia bo szczęśliwa mama to najlepsza mama. A za parę lat Zo sama cię poprosi byś gdzieś poszła :-)
OdpowiedzUsuńMamuśka dobrze robisz:)
OdpowiedzUsuńmarz i sięgaj po te marzenia:)
a rozterki miną, mi minęły;p
Dzięki:)
UsuńMnie udało się w zeszłym roku w czerwcu pojechać na koncert Lany del Rey do Warszawy. Syn został z tatą. Ale teraz znowu jestem trochę uziemiona i z wyjściami tego typu jeszcze muszę poczekać, bo córka ma dopiero 3 mies.
OdpowiedzUsuńChciałabym pojechać na koncert Lany Del Rey.. :) Zazdroszczę :)
UsuńZosia skończyła 3 miesiące 26.05 także rozumiem Twoje uziemienie;) U nas gdyby nie pomoc teścia i teściowej z wypadu nic by nie wyszło.
UsuńJak ja Ci zazdroszczę! I don't wanna miss a thing jest moją ulubioną piosenką ever. Z pewnością będzie grana jako "pierwsza piosenka" na moim przyjęciu weselnym :D
OdpowiedzUsuń