Matczyny paradoks

Relaks z Zosiulą po nocnych wojażach wyrodnej matki:)




W ramach walki z czającą się za rogiem depresją w miniony weekend udałam się na długie wychodne. Długie, bo nocne. Nie było mnie równo dobę.

Odstrzeliłam się jak szczur na otwarcie kanału wszystko po to żeby spotkać się z dawno niewidzianymi oraz zupełnie nowymi znajomymi, pojeść , popić i pogadać. Oderwać się od pieluchowej codzienności i przespać całą noc. Co prawda nie w swoim łóżku, ale jednak...

Tytułowy paradoks polegał na tym, że kiedy zaczęłam się szykować pojawiły się wątpliwości. Zamiast cieszyć się, że w końcu trochę się oderwę zaczęłam się zamartwiać. Bo jak to tak na całą noc zostawić Zosie? Nieważne, że opiekę będzie miała taką samą jak mamową, bo tatową. Jak to tak wyjść na całą noc i nie mieć kontroli nad tym co się dzieje?
Gdyby nie M. który stanowczo kazał mi spadać i się zrelaksować pewnie zostałabym w domu. A tak poszłam i nie żałuję.
W drodze jednakowoż wcale nie przepełniała mnie wyczekiwana radość, ale raczej niepokój i nieznośne uczucie, że o czymś zapomniałam. Powiadam Wam, jak nie urok to przysłowia sraczka. Sama na siebie byłam zła za taką niekonsekwencję.

Kiedy już dotarłam na spotkanie faktycznie przestałam się zamartwiać, bo nie było po prostu na to czasu. Bardzo pomagały raporty smsowe od M. które dawały mi zdawkową informację w stylu „Żyjemy”. Tak uspokojona poddałam się oderwaniu. Poszłam spać mając w perspektywie nieprzerwany sen, gdy ten się skończył, o 7 rano, byłam w pełnej gotowości do wymarszu. Okazało się jednak, że wszyscy jeszcze śpią, moja podwózka również, więc i ja się zdrzemnęłam i ocknęłam o nieprzyzwoitej 11. Po leniwym śniadaniu, kawie i herbacie ruszyłyśmy. Jak ja się cieszyłam! Oczywiście spotkanie było przednie, ale jeszcze lepsze było uczucie towarzyszące mojemu powrotowi do domu.

Tak więc, oświadczam wszem i wobec, że do końca sfiksowałam, bo z jednej strony pieprzę o depresji, a z drugiej cieszę się jak głupia na powrót do domu;) Tak chyba działa ten osławiony instynkt macierzyński o którego posiadanie, nawet w zdawkowej ilości, bym się nie podejrzewała.
Prawda jest też taka, że po takiej dobie oderwania wróciła mi cierpliwość (której nigdy nie miałam za dużo), wróciła radość, również ta wynikająca z codziennego przebywania i obserwowania Zo.

Czy groźba depresji została zażegnana?
Nie wiem, ale wiem na pewno, że czuję się zdecydowanie lepiej i widzę świat w o wiele jaśniejszych barwach niż jeszcze w czwartek.

Udostępnij ten post

20 komentarzy :

  1. Baaardzo mi się podoba idea dobowej odskoczni :) a co do paradoksu to ciekawe czy więcej go w matce czy kobiecie w ogóle?
    Deprecho won!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie... kobieta w końcu zmienną jest i jak mówi stara, ludowa mądrość sama nie wie czego chce, więc może faktycznie ten paradoks to wcale nie jest typowo matkowa przypadłość... :)

      Usuń
  2. Się okazało, że tego właśnie Ci było trzeba. Dobrze mieć takiego mężczyznę, który wie, kiedy stanowczo kazać spadać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A spadaj depreco i żyć daj.
    Brawo za walkę! Brawo dla męża! Brawo dla mamy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Grunt to znalezienie dobrego sposobu na przeganianie deprechy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie wychodne jest niezbędne, bo inaczej się sfiksuje! Ja wybywam przynajmniej raz w miesiącu dla higieny psychicznej- sama albo z mężem- POLECAM!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjścia z mężem chcę ogarnąć w tym miesiącu:)

      Usuń
  6. deprecha niech idzie sio. a oderwać się to fajna sprawa:) a wstać o 11 to dopiero luksus...oh jakie to muuusi być fajne:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajne, aczkolwiek po 11 już mi się tęskno zrobiło;)

      Usuń
  7. Yayy! wreszcie zajrzało tu słoneczko :) niech zostanie na długo :) bo już zaczęłam myslec, że mnie też na 100% czeka za kilka mies deprecha, skoro taką energiczną babeczkę dopadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki też mam nadzieję, że poprawa będzie dłuższa;)
      A Ty nie martw się na zapas, będzie dobrze, a jeśli tfu tfu i Ciebie to cholerstwo dopadnie to w razie czego wiesz jak z nią walczyć;)

      Usuń
  8. Czasem warto gdzieś wyjść. Humor się poprawia i mamy nową energię. Fajnie, że się zrelaksowałaś. Należało ci się ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo, Sezon Burz, też jestem w trakcie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja miałam wątpliwości wychodząc na kawę do koleżanki na 2 godziny... Chyba nie chciałabym wyjść na całą noc, choć może faktycznie przyniosło by to zbawienne efekty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również miałam wątpliwości, ale po wszystkim stwierdzam, że warto było:)

      Usuń
  11. Z innej beczki: jeśli lubisz Sapkowskiego, polecam "Siewcę wiatru" i "Zbieracza burz" Mai Kossakowskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dzięki, dzięki za polecenie. "Sezon burz" skończony więc mogę się zabrać za Kossakowską:)

      Usuń
  12. Boże jak ja potrzebuję takiego wypadu ! Ale wiem, że co minutę musiałabym mieć zapewnienie, że żyją😜

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka