Nowa odsłona serialu "Kochane Kłopoty" [Gilmore Girls - A Year in the Life]

Kochane Kłopoty nowe recenzja Lorelai Rory serial
Większość z nas, oglądało kiedyś z wypiekami na twarzy jakieś seriale, tylko po to żeby później o nich zapomnieć. Zazwyczaj pozostają ukryte one gdzieś głęboko w naszych wspomnieniach, a raz na 100 lat przypominają o sobie flashbackami i tekstami w stylu "a pamiętasz, był kiedyś taki serial w którym..."
Sytuacja zmienia się, kiedy ktoś zaczyna odgrzewać stare kotlety. Wtedy mamy okazję wrócić do swoich ukochanych bohaterów i skonfrontować ich z:
a) sentymentem/wspomnieniami,
b) z dorosłą wersją siebie.

Między innymi ze względu na tę konfrontację bardzo ucieszyłam się kiedy w zeszłym roku gruchnęła wiadomość o powrocie Gilmore Girls czy jak kto woli Kochanych Kłopotów. Z drugiej strony trochę się obawiałam tego co czas zrobił z moimi bohaterkami i ze mną. Czy będę w stanie jeszcze raz się wciągnąć w historię Gilmorek?
Źródło
Dla przypomnienia - oryginalny serial Gilmore Girls opowiada o perypetiach matki (Lorelai) samotnie wychowującej córkę (Rory). Ich losy zaczynamy śledzić w momencie, w którym Rory dostaje się do prestiżowej szkoły na którą niestety nie stać jej matki. Żeby umożliwić córce najlepszą edukację Lorelai zwraca się o pomoc do swoich bardzo dobrze sytuowanych rodziców, od których uciekła chwilę po urodzeniu dziecka.

Bardzo lubiłam ten serial. Kibicowałam Lorelai i Rory w ich codziennych perypetiach, przeprawach, a także i w miłostkach. Chociaż w tych ostatnich bardziej kibicowałam Rory, bo byłam wtedy mniej więcej w jej serialowym wieku.

Podobały mi się szybkie i błyskotliwe dialogi pełne ciętych ripost. Oczywiście już wtedy zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo przekoloryzowany jest świat w którym główne bohaterki zostały osadzone ale zupełnie mi to nie przeszkadzało... Co więcej jak tak sobie teraz o tym myślę, to chyba ten serial zaszczepił we mnie jakąś miłość do kawy i cynicznego poczucia humoru.

Powrót do Stars Hollow pod koniec 2016 roku zapewniły nam 4 (trwające 90 minut) odcinki. Każdy opowiadał o jednej porze roku. Już pierwszy z nich, "Zima", chociaż od lat nie oglądałam tego serialu, momentalnie odświeżył moje wspomnienia tego urokliwego, trochę odrealnionego miasteczka i jego oryginalnych mieszkańców.
O ile burmistrz nie zestarzał się jakoś specjalnie o tyle niestety ząb czasu mocno nadgryzł Luka. Trochę mniej Lorelai i Rory czy Lane (chociaż ta ostatnia zdecydowanie zrobiła największy postęp z zakresu asertywności). Najlepiej jednak trzyma się seniorka rodu Gilmore po której upływu czasu bynajmniej nie widać (przynajmniej jak się nie wraca do zdjęć z oryginalne serialu). Być może jest to kwestia konserwowania się dobrą szkocką...
Z ważniejszych osób spotkamy również Logana, Jessa i Deana (którego gra Sam z Supernaturala - if you know what I mean;)). Bynajmniej nie wymieniam ich w kolejności lubienia, raczej ze względu na częstotliwość występowania.

---Uwaga spoilery---
30 letnia Rory po studiach nie może pochwalić się zbytnio oszałamiającymi sukcesami. Pomimo świetnego wykształcenia dostaje tylko pomniejsze, niezbyt ambitne zlecenia, ale ma to się nijak do jej wymarzonej kariery dziennikarskiej. Artykuł w Timsie wydawał się być przełomem, ale niestety, było to tylko złudzenie. Ciągle w rozjazdach, z rzeczami porozrzucanymi w różnych miastach i facetem, z którym notorycznie zapomina zerwać, Rory miota się szukając swojej własnej drogi przez życie. Przystanki na tej trasie robi sobie właśnie w Stars Hollow, w którym, nawiasem mówiąc, niewiele się zmieniło - jej matka nadal prowadzi Dragon Fly Inn, a Luke w swoim niepowtarzalnym stylu zarządza jadłodajnią. Rory mimo głebokiej więzi z Lorelai nie jest z nikim (nawet z samą sobą) do końca szczera w opowiadaniu o tym jak ułożyło się jej życie, jednak z czasem, w kolejnych porach roku ma się co nieco w tej kwestii zmienić...

W tym samym czasie Lorelai stara się na nowo ułożyć relacje ze swoją matką, która po śmierci swojego męża (ojca Lorelai) staje się hm... powiedzmy, że bardziej wymagająca w sprawie kontaktów z córką, ba, zaprowadza ją nawet na rodzinną terapię.

Gdzieś pomiędzy dziewczynami jest miejsce również dla Luka i jego związek z Lorelai, w który z kolei nie bardzo wierzy jej matka...
---Koniec spoilerów---

Więcej nie powiem, bo warto obejrzeć te 4 odcinki chociażby dlatego, żeby zobaczyć jakie okoliczności i ludzie sprawiają, że Rory nie poddaje się w szukaniu swojej ścieżki, a także co Lorelai wymyśli w ramach nabierania dystansu do swojego życia i jak ten dystans się skończy.

Jak nowe-stare Gilmore Girls, wypadły w konfrontacji na linii dojrzałość kontra sentyment?
Czy Stars Hollow jest przekoloryzowane i do bólu słodkie - tak;
Czy Lorelai z punktu widzenia 30-latki zachowuje się czasem jak niedojrzała gówniara - owszem;
Czy Rory bywa zakręcona jak jej matka kiedyś tam - tak, tak, po tysiąckroć tak!
Czy Luke mógłby w końcu wyluzować i przyzwyczaić się do miasteczka w którym żyje i do swojej teściowej - zapewne.

Nie mniej jednak, żadne z powyższych nie przeszkodziło mi w świetnej, a czasem wzruszającej, zabawie, jaką miałam w czasie oglądania nowych perypetii Gilmore Girls.
Także tak - drogi Sentymencie - wygrywasz:)
Źródło
---------------------------------
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i uznasz, że ktoś może na nim skorzystać - będzie mi bardzo miło jeśli prześlesz go dalej w świat klikając w jeden z udostępniaczy (pod polecanymi postami) 👇
Dziękuję 💐😘

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka