Mój prywatny musical codzienny

ryan gosling la la land emma stone piosenki na co dzień życie codzienność
Źródło: The New Yorker
Poruszona do szpiku kości musicalem „La La Land”, po obejrzeniu którego od dobrych dwóch tygodni jestem na muzycznym haju, zaczęłam sobie wyobrażać co by było gdybym niczym bohaterka musicalu śpiewająco i tanecznym krokiem przechodziła przez swój dzień powszedni? 
Jakie piosenki by mi towarzyszyły?

Myślałam, myślałam i oto co wymyśliłam...

Godzina 6.15 pobudka... Dzwoni budzik. Z zamkniętymi oczami i nogą Zo na twarzy, nucę pod nosem pierwsze wersy Bohemian Rhapsody:

Is this the real life? Is this just fantasy? Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see...
Ciemność. Widzę ciemność. Zwłaszcza o 6 rano w styczniu.

Zaspana, zwlekam się z łóżka i krokiem żywych trupów udaję się do łazienki... Patrzę w lustro, a na usta ciśnie mi się: 

You did one thing wrong, You woke up. It looked better before(...)Doooooooooooooooooooon't look at me - I'm ugly in the morning, 
doooooooooooooooooooon’t look at me I’m ugly in the morning...
Zapewne nie brzmię jak Mike Patton z Faith No More (ale może to i lepiej), więc po chwilowym załamaniu nerwowym zaczynam się ogarniać i robić na bóstwo, albo przynajmniej małego bożka. Po jakimś kwadransie, pachnąca, ubrana i umalowana, wychodzę z impetem z łazienki wołając:
It's a new dawn,
It's a new day,
It's a new life for me yeah!


Czas ogarnąć Zo do przedszkola. Pobudka, śniadanie, ubieranie… aż dobijamy do momentu kiedy dzieć stwierdza, że generalnie ma wszystko w zadku i nigdzie nie idzie… a ja na to:

Aha, yeah, come with me!♫ niczym Puff Daddy
Dziecilla nadal nie słucha, więc mogę sobie dla wzmocnienia komunikatu zawyć jak rzeczony raper na zalinkowanego kawałka:
aaaaaaaa!
Jeśli zadziałało i dziecilla poszła do przedszkola, w placówce oczywiście na ułamek sekundy (ten, w którym dzieć bez mrugnięcia okiem biegnie do Cioci) dopada mnie chwila wzruszenia, łza ciśnie się do oka, a matce w głowie zaczyna kiełkować: 
Goodbye my love goodbye
Goodbye and au revoir
I hope that you remember me
I'll never be too far...

Na szczęście to tylko ułamek sekundy, więc Demiss Roussos nie zdąży się rozpędzić. Na szczęście.


Ruszam do pracy. Zazwyczaj mocno po planowanym czasie wsiadam do zbiorkomu, a w głowie rozbrzmiewa mi Stare Miasto:

Jak się poruszasz po mieście?
Tramwaj, autobus, metro i znowu...
(...)Chyba żartujesz mówiąc, że mam iść na piechotę.
Pojadę metrem, autobusem i potem
na ławce siadka, na miejsce docieram,
kierowca drzwi otwiera, ktoś tam szybę wyciera.
Tłok mi przeszkadza, teraz wysiadam,
przed sobą puszczam staruszkę, bo tak wypada!"

Po większych i mniejszych ekscesach docieram do pracy. 

Pracuję w IT. W męskim zespole. Z szaleństwem przestałam walczyć już dawno temu, więc czas się przyznać, że:
I'm going slightly mad
I'm going slightly mad
It finally happened - happened
It finally happened - ooh oh
It finally happened
I'm slightly mad
Oh dear 
Do tego dorzućmy trochę tańca na ołpen spejsie i taneczny chód na pracowniczą stołówkę... Widzicie to? Ja też nie.

Wychodząc z biura na odchodne ryczę prawie jak Kazik:

Ja tu jeszcze wrócę - nie zostawię tego
Ja tu jeszcze wrócę - bałaganu totalnego
Ja tu jeszcze wrócę - zawsze kończę, gdy zacznę
W przeciwnym wypadku spokojnie nie zasnę...

Żeby po chwili w autobusie przejść w nieco inny nastrój śpiewając Lynyrd Skynyrd:

Sweet home Ala... Białołęka;
Where the skies are so blue, 
Sweet homa Białołęka,
Lord, I'm coming home to you.


Wieczór. Rodzina w komplecie. Czas wspólny...

chciałoby się zaśpiewać It’s a beautifull life o-ooooo albo chociaż Don't stop me now, niestety dosyć często zamiast tego wychodzi Girls, just wanna have fun Cyndi Lauper połączone z Rage'owym Fuck you, I won't do what you tell me...
W odpowiedzi na zdecydowaną odmowę współpracy ze strony Zo raz na kilka dni mamy z małżem występ w duecie. Śpiewamy wtedy: I want to break free...

Skoro to już z siebie wyrzuciliśmy możemy przejść do procesu kładzenia dziecka spać... Po czytaniu na dobranoc przychodzi czas na spokojniejszy repertuar:
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga
Chodź opowiem Ci bajeczkę
bajka będzie długa.
Była sobie raz królewna
pokochała grajka
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.

Rozrzewnieni widokiem śpiącej pierworodnej na wychodne z pokoju nucimy jeszcze: 

Isn't she lovely
Isn't she wonderful
Isn't she precious...
Byle nie za głośno, żeby nasz Skarb nie zamienił się w Goluma.


Drzwi do pokoju dziecia się zamykają a my, lekko wzruszeni za sprawą Steviego Wondera, przechodzimy do tańca zwycięstwa. 

I could lift you up 
I could show you what you want to see
And take you where you want to be
You could be my luck
Even if the sky is falling down
I know that we'll be safe and sound
I could fill your cup
You know my river won't evaporate
This world we still appreciate
You could be my luck
Even in a hurricane of frowns
I know that we'll be safe and sound
I could show you love
In a tidal wave of mystery
You'll still be standing next to me
You could be my luck
Even if we're six feet underground
I know that we'll be safe and sound...
Na paluszkach, najlepiej w skarpetach, na specjalnie rozłożonym w tym celu dywanie (żeby nie tupać)...

Ciekawa jestem jak wyglądał by Wasz prywatny musical?

PS Tak, wiem, muzyczny rozstrzał godny rozpierdyliowania jaźni, ale jak już kiedyś pisałam, po 30 ma się w nosie poprawność... gatunkową:)

---------------------------------
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i uznasz, że ktoś może na nim skorzystać - będzie mi bardzo miło jeśli prześlesz go dalej w świat klikając w jeden z udostępniaczy (pod polecanymi postami) 👇
Dziękuję 💐😘

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka