Za oknem szaro, buro i ponuro.
Zimno i pada i zimno i pada - jak śpiewał Kazik.
Jakby tego było mało rozbiłam auto i mam nieodparte wrażenie, że znajduję się w ciemnej... kropce, tak na potrzeby tego tekstu powiedzmy, że w kropce.
Powoli zamieniam się w ciepłolubnego, leniwego potworka, którego naturalnym środowiskiem jest kokon z koca, a ulubionym napojem gorące kakao albo w wersji dla nie-kierowców grzaniec, najlepiej z imbirem i miodem. Chociaż przemiana ta postępuje, w zastraszającym tempie, myślami codziennie wracam do cudownego czasu jakim był tegoroczny urlop nad morzem. Bez wątpienia ta dawka plaży i relaksu (o ile relaksem można nazwać urlop ze zbuntowaną dwulatką i ogromny zbiornik wodny w którym w każdej chwili może się utopić), a teraz wspomnienia o tym beztroskim (?) czasie dostarczają mi sił na mierzenie się z szarą, jesienną codziennością, chociaż tak na prawdę już nie pamiętam, że byłam na urlopie.
Psychika ogarnięta?
Nie?
Trudno - następny urlop za rok.
Jak dobrze pójdzie :P :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz