Matka wyrodna czy ojciec idealny?

Zawsze podśmiewałam się z wizerunku idealnej matki. Takiej, która się nie uskarża na gorsze chwile i poświęca wszystko dla dziecka i męża. Wszystko robi sama, jak w opowiastce cytowanej ongiś w Zwierciadle....
Źródło
Zawsze twierdziłam i nadal twierdzę, że do zrobienia dziecka potrzebnych było dwoje ludzi i tyle samo człowieków powinno być na tyle ogarniętych, że jak się już dzieć urodzi to żeby się nim zająć nie powodując uszczerbku na zdrowiu (swoim bądź jego). Jak tylko urodziła się Zosia postawiłam sobie za cel wprowadzenie M. we wszystkie rzeczy związane z jej obsługą. Od zmiany pieluchy, przez karmienie, ubieranie i zabawę, aż po kładzenie spać. Teraz widzę, że wysiłek się opłacił, gdyż spokojnie mogę w sytuacjach kryzysowych liczyć na jego ogarnięcie i doświadczenie. 

Niestety nasze ostatnie szpitalne perypetie uświadomiły mi, że żyłam chyba w innej rzeczywistości. Piję tutaj do wszystkich matek, babć i innych ciotek zszokowanych parą kosmitów (najwyraźniej), którą miały okazję spotkać w szpitalu. Z jednej strony kosmitka, która zamiast siedzieć z dzieckiem w szpitalu leci do pracy – pieprzona karierowiczka i wyrodna matka. Z drugiej jeszcze większy ewenement – UBER kosmita – tata, który zostaje ze swoim dzieckiem na cały dzień w szpitalu podczas gdy jego druga, w tym przypadku gorsza połowa, zasuwa w fabryce. No bo jak to tak? Ojciec zamiast matki? Po jakimś czasie szok zastępowało zaskoczenie, bo okazywało się, że kosmita płci męskiej umie dziecku podać lekarstwo, przebrać czy położyć spać. Ba! Jakimś cudem chłop ten przewijał, zabawiał i uspokajał swe dziecię nie gorzej niż matka (a może nawet lepiej). Kiedy zaś przyszła pora kąpieli miejsce zaskoczenia zajął niemy (a czasem i głośny zachwyt), że oto ojciec umie własne dziecko wykąpać. To niewiarygodne! 
Po powrocie do domu inna sytuacja – matka poszła się wyluzować ze znajomymi i słyszy: „i co Zosia tak z M. została?”... Miałam ochotę powiedzieć, że nie, właściwie to teraz siedzi sama w domu z odkręconym gazem, bo M. miał swoją imprezę, po zastanowieniu jednak na spokojnie opowiadałam jak to M. ogarnia temat, jak to dobrze, że tak jest, bo dzięki temu mam możliwość oderwania się.

Okazuje się, że w pozornie nowoczesnym społeczeństwie, w tym całym pieprzeniu o równouprawnieniu, o rodzinie i znajdowaniu równowagi w życiu nie ma miejsca na ojca, który umie zająć się swoim dzieckiem dłużej niż kilka godzin. A jeśli już takie miejsce się znajdzie to jest to piedestał, bo coś co powinno być normą jest odbierane jako sytuacja wyjątkowa. Zaradny, kochający i ogarnięty ojciec jest cudownym wyjątkiem, któremu powinno się stawiać pomniki i przyznawać ordery. Normą za to jest, niestety, ojciec godzinny, czy weekendowy, wielki nieobecny, który z dzieckiem się pobawi owszem, ale wszystkie inne rzeczy przekazuje matce, bo przecież ona zrobi to lepiej. 
Matka, która zamiast zostać z chorym dzieckiem biegnie do pracy (nie zależnie od tego czy robi to z przymusu czy własnej woli) jest natomiast sytuacją wyjątkową w drugą stronę, jest patologią. Byłoby znacznie lepiej jakby matka ta wzięła wszystko na siebie i bez mrugnięcia okiem jakimś cudem łączyła pracę, opiekę nad dzieckiem i co tam jeszcze chcecie, wszystko to w nienagannym makijażu i z uśmiechem na ustach. Bo przecież współczesne matki takie właśnie są. I nic dziwnego - ich doba ma w końcu 30 godzin. 

Drogie Panie, niestety po części jesteśmy same sobie winne. Łykamy ten wyświechtany motyw matki i kobiety idealnej, może nawet nie do końca świadomie, a potem przez ten pryzmat oceniamy, a z drugiej strony część z nas, motyw ten wpędza w jakiś chory perfekcjonizm, który nie pozwala na oddanie pałeczki partnerowi. Bo przecież ja zrobię to lepiej. Może i tak, tylko odsuwając faceta od obowiązków związanych z potomstwem, same siebie skazujemy na taki a nie inny los. Dlatego też, dziewczyny, baby kochane, wrzućmy czasem na luz i od początku naszej matkowej drogi pozwalajmy ojcom zdobyć takie samo doświadczenie jak nasze. Gorzej założona pielucha to nie koniec świata, upierdzielony dom przy tatusiowym obiadku też jest do przeżycia, zwłaszcza jeśli dzięki temu wyjątek w osobie zaradnego, kochającego i ogarniętego taty ma szansę stać się czymś normalnym.

Udostępnij ten post

12 komentarzy :

  1. Faktycznie, ten cholerny stereotyp to nasza wina. Wielokrotnie wydawalo mi sie,ze wszystko przy dzieckh zrobie lepiej od meza no to teraz wielu rzeczy nie robi.. Np. Usypiania . Moj ogromny blad! Pozdrowki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasem się tak zapędzam, że odganiam M., bo włącza mi się, że przecież ja wiem lepiej, albo bo przecież to ja jestem mamą więc ja powinnam to czy tamto. Niemniej jednak walczę z tym dzielnie;)

      Usuń
  2. Cala prawda. U mnie w rodzinie byl wielki szok że tatuś karmi, kąpie i przebiera i dziecka przy tym nie uszkodzi. Babcie i ciotki aż go odpędzać od własnego dziecka chciały, bo ich zdaniem facet to dzieckiem zająć się nie potrafi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szpitalu widziałam sytuację, w której jedno dziecko, niespełna roczne, było kąpane przez 4(!) osoby. Bynajmniej nie było to dziecko tak żywe czy nie lubiące kąpieli żeby te 4 osoby były niezbędne. Co dziwne wśród tych 4 osób nie było ojca, który przez matkę i ciotki/babcie uczestniczące w procesie kąpania dziecka zupełnie go od tego odsunęły. Pan przez większość czasu siedział z nosem w tablecie.

      Usuń
  3. O tak zgadzam się, że same jesteśmy sobie winne, często sama mowie do m. Zostaw ja ja ubiorę albo daj ja to zrobię, to teraz mam, Pola nie zaśnie z nikim poza mną, mleka tez nie wypije id nikogo innego dobrze ze chociaż stałe posiłki zje od babci albo taty bo juz w ogóle bym nie mogla wyjść z domu. A jakież bylo oburzenie mojego brata gdy mój mąż mówi ze wstaje w nocy i szykuje malej mleko ( chociaż tak mi pomaga ;) ) uśmiałam sie wtedy po pachy 😉 ps. Przy drugim dziecku mam nadzieję że się tak nie zagalopuję i przekaże pałeczkę tatusiowi 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba zdecydowanie czasem przymknąć oko i chociaż na usta się ciśnie "zostaw, ja to zrobię" ugryźć się w język;) Wyjdzie to na dobre wszystkim:)

      Usuń
  4. Pisałem o marketingu tacierzyńskim swego czasu, o tym, że mężczyzna aby uchodzić za dobrego ojca nie musi wiele robić, natomiast kobiecie wystarczy drobiazg aby zostać wyrodną matką. I za ten stan rzeczy znacznie bardziej odpowiedzialne są kobiety, krytyczne wobec siebie i często pobłażliwe dla ojców. Masz rację, pora skończyć ten kabarecik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marketing tacierzyński - bardzo trafne określenie.

      Usuń
  5. Ja tak samo jak Ty wyszłam z założenia, że dwoje jest potrzebnych do "zrobienia" dziecka i tyle samo jest potrzebne później do ogarniania rzeczywistości przy dziecku. Stary był wręcz zmuszony do działania przy małej ze względu na moje bejbiblusy i depresje, teraz dobrze wie co z czym i jak. Nie mam problemów z wyjściem gdziekolwiek, bo wiem, ze krzywdy dziecku nie zrobi i świetnie zorganizuje jej czas.
    Nigdy nie odganiałam Starego od jakichkolwiek czynności przy dziecku, wręcz go na siłę do nich włączałam. Teraz mam luzy i bardzo to sobie cenię. Przy kolejnym dziecku będzie tak samo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli będzie kolejne? Ha! :D
      A tak bardziej serio to takie podejście moim zdaniem jest jedyne słuszne.

      Usuń
  6. Ania i Oktawian w kwietniu tego roku, dowiedzieli się, że ich jeszcze nienarodzony synek ma poważną wadę serca, która wymaga natychmiastowej i kosztownej operacji za granicą. Pomóżmy wspólnymi siłami uratować serduszko Kubusia! Liczy się nawet najdrobniejszy gest! Poznaj Kubusia i jego rodzinę na stronie siepomaga.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo Wam polecam książkę Agnieszki Graff pt. "Matka feministka". Ostatnio zadumałam się nad umieszczonym w niej felietonem skupiającym się na roli ojca i marketingu tacierzyńskiego w Polsce. Tezy tam postawione bardzo podobne do tego, o czym piszecie w poście i w komentarzach :)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka