Poskromnienie rutyny

Urlop macierzyński jest dla mnie momentami dosyć ciężkim doświadczeniem.  Przez lata przywyknęłam do życia w ciągłym biegu. Praca, studia, kursy, wyjścia ze znajomymi, fitness... Wiecznie gdzieś się spieszyłam. Aż do lutego 2014. Fakt, że tempo zwolniłam jeszcze będąc w ciąży niemniej jednak to co nastąpiło po pojawieniu się Zo było spowolnieniem absolutnym. Paradoksalnie jednak czas łatwiej było urozmaicać kiedy moje dziecię grzecznie spało w gondoli albo leżało na macie. Schody zaczęły się wraz z turlaniem i ustawicznym marudzeniem spowodowanym ząbkowaniem/sennością/moim zniknięciem w łazience. Nagle okazało się również że mój dzieć zalicza się do gatunku żądnego nowych bodźców i rutyna jest dla niego zabójcza, a co za tym idzie dla mnie takoż.
W związku z powyższym szukam coraz to nowych sposobów na zabicie rutyny i pozwalających przetrwać kolejny dzień we względnie miłej atmosferze. Oto co do tej pory się u nas sprawdziło...

Zabijacze rutyny (opcja z dzieckiem pod pachą/w chuście/wózku itd.):
1. Wypad do parku.  Nie tego za miedzą. Tylko takiego położonego nieco dalej, nieopatrzonego jeszcze. Można tam też robić z siebie głupka i opowiadać swojej pociesze o wszystkim co się widzi dookoła. Chyba, że dziecko śpiące, wtedy gadaj zdrów.
2. Towarzystwo. Innych dzieci,  dorosłych,  najlepiej takich, którzy nie mają alergii na małe osobniki w pieluchach. Dzieć pogapi się na nowe gęby i od razu będzie mu weselej.  No chyba, że jest śpiący...
3. Żarełko. To głównie dla dorosłych, bo niemowlę raczej nie wsunie kanapki z paszteciorem.
Na daleki spacer, w ramach ucieczki od cywilizacji, zabieramy ze sobą kanapki i herbatę w termosie. W przypadku spaceru, ekhem, miejskiego szukamy na naszej trasie miejsc gdzie można wleźć z wózkiem i które przy okazji nie ogołocą naszego portfela. Nie musi być to zaraz lokalna hipsterownia (no chyba, że chcecie "wrzucić foto na insta" - wtedy proszę bardzo:P) albo przepełniona dziećmi klubokawiarnia czy inne cudo. Knajpy z cyklu "bułkę przez bibułkę" też raczej odpadają - pierdzenie paszczęką do dziecka raczej nie byłoby mile widziane. Wystarczy zwykła kawiarnia.
Można też w ramach wycieczek sentymentalnych odwiedzać miejsca, które już znamy i lubimy,  ale nie bywamy w nich za często.  U mnie takim miejscem jest Renesans na ul. Francuskiej w Warszawie. Najlepsze frytki i sosy w mieście,  nie ważne, że wystrój knajpy nie zmienił się od czasów jedynego słusznego ustroju.
4. Matka sąsiadka. Mam to ogromne szczęście, że kilka miesięcy po pojawieniu się Zo poznałam drugą mamę, z podobnym podejściem do życia i superową córą. Mieszkamy na tym samym piętrze, wiec czasem kiedy Zo marudzi, a do kąpieli jeszcze godzina idę "na chałupy". We cztery czas leci zdecydowanie szybciej.
5. Maż na urlopie - najlepszy zabijacz rutyny. Weźmie dziecko na spacer, przejedzie się w roli osoby towarzyszącej na dalszy wypad autem, czasem podniesie ciśnienie w ramach walki z sennością i spokojem ducha małżonki. 
6. Odwiedziny u dziadków -  nie dość, że w miarę nowe twarze to jeszcze cały inwentarz domowy w postaci psa, kota i rybek, z czego te ostatnie są lepszym widowiskiem niż wszyscy domownicy wydający odgłosy paszczami.
Do sprawdzenia w listopadzie czekają zajęcia ogólnorozwojowe i fitness dla mam z dziećmi.

A Wy? Jak walczycie z rutyną?

PS Nie piszę o zabijaczach rutyny bez dziecka, bo dla matki na urlopie macierzyńskim wszystkie niestandardowe rzeczy robione bez potomka to killery monotonii dnia codziennego.

Udostępnij ten post

11 komentarzy :

  1. U nas takim zabójcą rutyny jest wypad do kawiarnio-bawialni. Starzy siedzą i łoją kawe, a male lata po małpim gaju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jedna z tych rzeczy na które czekam z niecierpliwością;)

      Usuń
  2. Ha. Dla mnie nie chłop na urlopie, a odwiedziny u dziadków podnoszą ciśnienie w ramach walki... ;) A zabijacze rutyny- czy jest coś takiego ze zbuntowanym dwulatkiem? ;) Twoje sposoby wykorzystam przy kolejnym potomku, choć przeraża mnie, że w zimie to uziemiona będę z dzieciem na iment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja nie wiem co z tą zimą począć - pierwszy chłodny spacer Zo odbyła w piątek, a dzisiaj zaczęło się przeziębienie, z uwzględnieniem lekarskiej wizyty domowej. Co to będzie w listopadzie czy jakimś abstrakcyjnym styczniu?:O

      Usuń
  3. A ja właśnie za tą rutyną tęsknić zaczynam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, pewnie będę miała podobnie jak wrócę do pracy;)

      Usuń
  4. Podpiszę się pod większością Twoich punktów ;) U nas hitem był wypad do parku z sadzawką, gdzie ochoczo pływały kaczki - obecnie ulubione zwierzaki Pierworodnego. A od kiedy zaczął chodzić, to w ogóle wyjście gdziekolwiek na własnych nogach jest wystarczająco dla niego ekscytujące ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czekam z niecierpliwością, aż Zo zacznie siadać, chodzić itd. Wtedy opcji do urozmaicania będzie dużo więcej, mam nadzieję, że będę umiała z nich skorzystać:)

      Usuń
  5. Rozumiem Cię, bo sama źle znosiłam monotonię macierzyńskich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisanie bloga,malowanie :) ... Czasami zarwana noc z dobrym filmem.... Dużo częściej niż z rutyną muszęuporać się z nerwicą przy mojej trójce :) pozdrawiam Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malowanie - ciekawe czy Zosia będzie to lubiła kiedy przyjdzie czas;) A że nerwic przy trójce - wcale się nie dziwię, mi przy jednym czasem oko lata;))

      Usuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka