Czego się wściekasz?

Gniew matki to ciągle temat tabu. Matka powinna być zawsze uśmiechnięta, empatyczna i spokojna. Niezależnie od tego jak bardzo potomek daje jej w kość. Matka, mama, mamusia nigdy nie powinna być wkurzona, za to zawsze powinna trzymać nerwy na wodzy i język za zębami. Gniew zajmuje pierwsze miejsce na liście uczuć matce zabronionych. Zaraz za nim plasują się poczucie niespełnienia i frustracja.
Śmiem jednak twierdzić, że większość matek od czasu do czasu zalewa stadem cała trójka wyżej wymienionych. I nie mam na myśli osławionego PMS, tylko takie dni jak mój dzisiaj.

Wszędzie widzę słodko pierdzące obrazki o tym jakie to niemowlaki są rozkoszne, o tym jak  wspaniale być rodzicem, a matką to już w ogóle super, turbo, hiper zajebista sprawa. Nic tylko przytulanki i bezwarunkowa miłość emanująca od zawsze uśmiechniętego potomka oraz od partnera, który patrzy na matkę swojego dziecka z podziwem i szacunkiem. 
Pewnie czasem tak faktycznie jest, ale w takie dni jak dzisiaj mam ochotę krzyczeć "gówno prawda!" albo w wersji anglojęzycznej "bullshit!".

Pobudka godzina 6. A ja już myślę o 19.
Dlaczego?
Ponieważ o tej właśnie godzinie kładziemy Zosię spać. 

Właściwie to wszystko zaczyna się o godzinie 2 rano kiedy Zo zaczyna swój dzienny rytuał. Finalnie wstajemy ok. 6. po 4 godzinach walki z co i raz wybudzającą się pierworodną.
Do godziny 19 długa droga. Droga przez marudzenie i mniejsze oraz większe histerie, usłana płaczem i stękaniem. 12 godzin sam na sam z Zofią, która czasami, a niekiedy w większość z 7 dni tygodnia zamienia się w jojczącego, wiecznie niezadowolonego potwora.
Przez tych 12 godzin muszę się uporać z marudzeniem, bo ząb/pić/spać/pielucha/milion innych/wszystko na raz (niepotrzebne skreślić). Oczywiście maruda robi sobie czasem przerwy na drzemki. Zapadnięcie w nie poprzedza histeria, a przerywa... oczywiście marudzenie. Najlepiej zasypia się na matce () jednakowoż spanie pod dziecięciem, nie ważne jak rozkoszne, skutecznie wyklucza mnie z zajęć takich jak odgruzowywanie chałupy, czy przygotowywanie obiadu dla marudy na mnie zalegającej ().
I taki oto cykl do wieczora - marudzenie, jedzenie, marudzenie, spanie, marudzenie, jedzenie... itd. Czasem na zabójcze 15 minut dziecko jest w stanie zająć się czymś tak szalonym jak zabawa nie wymagająca mojego udziału...
Kiedy przychodzi godzina 19, a Zo zalega już w swoim łożu, padam  na pysk, a przy okazji strzelam jadem i rzucam wyposażeniem domowym.

Dlaczego się wściekam?
Ano dlatego ponieważ czytam wszystkie te mądre książki a i tak żadna z nich  nie oświeciła mnie jeszcze jak sobie radzić z wiecznie marudzącym, wymagającym nieustannej uwagi dzieckiem.
Wyżywam się na przedmiotach, bo nie chcę się wyżywać na dziecku, bo wiem, że ona nie jest niczemu winna. Wiem, że to co dla mnie jest drobnostką dla niej może być ogromnym problemem i wyraża to w na razie jedyny znany sobie sposób.
Chodzę nabuzowana ponieważ mój choleryczny charakter musi być non stop na wodzy, bo przecież nie chcę, żeby Zo się wściekała jak jej matka, a co za tym idzie staram się nie złościć w jej obecności. Kończy się na tym, że po całym dniu hamowania się, po godzinie 19 pierdoły irytują mnie wręcz kosmicznie.
Wściekam się, ponieważ chciałabym Zosinie nieba przychylić, a jednocześnie nie wiem jak to zrobić, ponieważ w dni takie jak ten mojemu dziecku nie pasuje absolutnie nic.
Do tego dobija mnie fakt, że od 7 miesięcy nie pracuję zawodowo, a inne moje aktywności ostatnio ograniczają się do robienia papek i zmieniania pieluch.

Oczywiście kocham Zo, co do tego wątpliwości nie mam. Celebruję momenty radości, które są jak iskierki rozświetlające na chwile mroki wyżynających się dolnych jedynek czy innego skoku rozwojowego.Wiem, że wszystko to przejdzie. Wrócą spacery, ząbkowanie na chwile ustąpi i będzie lepiej. 
Jednak na ten moment jest mi źle, mam po kokardy i generalnie najchętniej bym się wypisała z tego "interesu".
http://www.someecards.com/usercards/viewcard/MjAxMi1mZDY3NTYyYTRiNGU3ZjRk

Udostępnij ten post

12 komentarzy :

  1. Znam to, znam to! Jak nadchodzi "niedzień" to Marycha tak daje mi popalić, że mam ochotę wyjść na balkon i wydrzeć mordę na całe osiedle. Zazwyczaj drę się w sobie i sobie tego gratuluję, bo jak widziałam ostatnio panią z gondolą (z której wydobywał się ciężki ryk), która darła się na dziecko w wózku tak, że sąsiedzi powyłazili do okien to zrobiło mi się słabo. Jeszcze słabiej mi się zrobiło jak ta sama babka wyjęła dziecko z gondoli, zaczęła nim potrząsać i się na nie drzeć. Ja rozumiem, że dziecięcy ryk połaczony z marudzeniem potrafi doprowadzić do granic wytrzymałości, ale jednak trzeba się jakoś trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przy Zo też się kontroluję. Czasem zdarza mi się warczeć, ale mimo wszystko staram się maksymalnie ograniczać okazywanie mojego poziomu poirytowania. Niestety wkurw wychodzi ze mnie po tym jak Zo już śpi i nie widzi. Z dwojga złego lepiej tak niż się wyżywać na dziecku, albo wściekać się przy nim. Szukam teraz jakiegoś wentylu co by dać upust frustracji inaczej.
      Czas wrócić na fitness, albo zacząć trenować sztuki walki i medytację;)

      Usuń
  2. Oj Fanaberio droga, nawet nie wiesz jak Cię rozumiem, zwłaszcza w takie dni jak dziś, kiedy wszystko mnie wkurza i przerasta, a nie w takie jak wczoraj, kiedy byłam pełną energii i pomysłów na zabawę mamusią... Nie pracuję zawodowo niemal 3 lata, nie zawsze czuję podziw i szacunek P., choć wiem, że takie uczucia do mnie żywi... Czasem chciałabym po prostu spędzić dzień bez organizowania posiłków, przebierania, usypiania, zabawiania i ogarniania zabawkowego sajgonu po moich dwóch szkrabach - które jednak kocham ponad życie... Za rzadko te dnie się zdarzają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety każdego czasem dopada taka niemoc, mam na dzieję, że szybko Ci przejdzie:)

      Usuń
  3. Jak to dobrze być normalną (czyt. wkurzająca się, mającą dość, zmęczoną kobietą. I matką). Peace.

    OdpowiedzUsuń
  4. Matka to też człowiek. Nie wiem, czemu niektórym się wydaje, że z chwilą narodzin dziecka kobieta przechodzi całkowitą emocjonalną transformację i wyparowują z niej wszelkie negatywne emocje. Ba, uważam wręcz, że dopiero właśnie macierzyństwo daje mnóstwo okazji do budzenia się tych negatywnych emocji (jak i tych z drugiego bieguna: euforycznych i radosnych). Gniew, złość, strach, zmęczenie, irytacja. U mnie zwykle występuje irytacja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - kiedy pojawia się małe dziecko okazuje się, że człowiek ma w sobie masę ukrytych pokładów emocji zarówno tych pozytywnych jak i niestety negatywnych.

      Usuń
  5. Gdybyś widziała jak ja niekiedy gotuję się w sobie, zwłaszcza teraz przy skokach hormonów.
    Zapisz się na piloxing albo tae bo. Efekt rozładowania murowany :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki, sprawdzę:)

      Co do hormonów w ciąży to doskonale Cię rozumiem, u mnie był to jedyny główny symptom stanu odmiennego.

      Usuń
  6. Jejku jak ja uwielbiam Twojego bloga i wszystko o czym piszesz. Za kazdym razem wydaje mi sie jakby to bylo o mnie :P Ciagle cos planuje i na cos czekam zamiast zyc tu i teraz. Zabija mnie codzienna rutyna na macierzynskim, wrecz dobija. Dzis o 5 59 pomyslalam dokladnie to samo - byle do 19. Od rana zaczyna sie jakas histeria i wtedy mysle sobie "Jestem oazą spokoju .. kwiatem lotosu.." Jeszcze ta paskudna pogoda. Przybij piatke kochana :) Pozdrawiam Cie serdecznie. Dzieki za poprawe humoru z rana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybijam:)
      I bardzo się cieszę, że swoją pisaniną poprawiam Ci humor, nic tak mnie nie motywuje do dalszego pisania jak takie właśnie słowa - dziękuję:)

      Usuń
  7. Niestety przy dzieciach bywa różnie. Staram się opanować i nie krzyczeć w sytuacjach kryzysowych. Ale wewnątrz się gotuje. ;)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka