Daleko jeszcze?... czyli nasza pierwsza eskapada...

15 minut pakowania - trochę ciuchów, parę książek, krzyżówki, sandałki, japonki, kostium kąpielowy i jesteśmy gotowi do wyjazdu. Tak właśnie było... ale rok temu.
Teraz sprawy mają się zgoła inaczej.

3 dni planowania i tyleż samo pakowania.  Kilka ciuchów dla mnie, kilka dla M. oraz cały wagon tychże dla Zo. Do tego wózek, łóżeczko turystyczne, lodówka turystyczna, przenośny bujak, mała torba miśków/grzechotek etc., duża torba butelek, pucha mleka, kleik na kolacje, pieluchy tetrowe, pieluchy zwykłe, kosmetyki dla Zo, kosmetyki dla nas, kocyki, ręczniki dla nas i jeden dla Zo, plecak na wycieczki, chusteczki do plecaka...
Czego zapomnieliśmy?
Szczotki do włosów, moich adidasów/trampek przez co zasuwałam w mokrych balerinach, kurtki przeciwdeszczowej albo raczej jakiejkolwiek z kapturem. Tak więc obyło się bez katastrofy. Przynajmniej dla Zo, bo ja teraz leczę się z przeziębienia.

Dzień pierwszy
Wyjazd o nieludzkiej porze jaką jest dla mnie 5 nad ranem. Wydawać by się mogło, że drogi będą puste, a tu podwójny psikus. Nie dość, że ruch spory, to na drodze jakiś wysyp debili i potencjalnych morderców...
Mimo wszystko warto było, bo widoki o tej porze piękne, a na miejsce dojechaliśmy przed 9 i przed zameldowaniem się w pokojach zdążyliśmy skoczyć na miasto na śniadanie.
Po śniadaniu rozpakowywanie i spacer nad jezioro. Jak się okazało był to jedyny kwadrans spędzony tamże ponieważ później pogoda pozwalała na wyprawy co najwyżej do knajpy albo chaty grillowej na terenie pensjonatu. Niemniej jednak całkiem przyjemny był to kwadrans - Zo spała, Szymi latał za bańkami, a my mogliśmy się na chwilę zrelaksować. Niestety burza skutecznie przegoniła  nas znad wody, za to rozpogodziło się na tyle szybko, że zaliczyliśmy dalszy niż planowaliśmy spacer. Potem obiad, jak się później okazało zabójczy, rozrabianie dzieciowe i pierwszy śmiech Zo, a następnie wieczorne rodziców rozmowy po tym jak dzieci padły.
Dzień drugi
Poranek nie zapowiadał masakry pogodowej. Świeciło słońce, dzieciaki w dobrych humorach, ale wszystko to do czasu... Brzydka aura dopadła nas koło południa i niestety utrzymała się do końca naszego pobytu. Do tego doszło postępujące zatrucie pokarmowe, bardziej lub mniej hardcorowe w zależności od tego kto co jadł w miejscowym przybytku zwanym "U Ziutka". Razem z pogodą popsuły się humory dzieciorów i zaczęło się marudzenie synchroniczne.
Wieczorem, kiedy M. walczył z grillem ja toczyłam walkę z rozhisteryzowaną Zo. W końcu udało mi się ją nakarmić i ululać, kosztem kilku nowych siwych włosów, ale co tam:) Grill pyszka, jednak umęczona całym dniem wymiękłam i padłam przed 22.
Dzień trzeci
Powrót. Jak na złość - piękne słońce od rana oraz Zo zmieniająca nastroje jak pieluchy. Na szczęście jak dotąd jedno jest pewne - nawet jeśli płacze to przestanie po chwili jazdy samochodem.
Chociaż wyjazd pogodowo zawiódł to i tak jakoś szkoda się rozstawać za granicą Warszawy...

Jakich dokonaliśmy obserwacji?
1. Mamy auto z gumy, bo jakimś cudem udało się wszystko zapakować.
2. Przy planowaniu wyjazdu dobrze jest poczytać o miejscowych knajpach np. na gastronautach lub na foursquare.Po przyjechaniu na miejsce należy trzymać się tego co przeczytaliśmy. My tego nie zrobiliśmy i skusiliśmy się  na knajpę z niezbyt dobrą opinią, a potem żałowaliśmy. Cóż bardzo długi czas oczekiwania na jedzenie + naburmuszone kelnerki + rachunek z niepodanymi pozycjami + odświeżane sosy + zatrucie pokarmowe = dobra nauczka na przyszłość i wystawienie odpowiedniej opinii na wspomnianych wcześniej serwisach.
3. Dzieci się synchronizują. Głównie w płakaniu i robieniu histerii, ale zarażają się też śmiechem więc nie jest tak źle:)
4. Im bardziej uciszasz 2 latka tym głośniej ten się zachowuje.
5. Jak już się raz usłyszy ten oczekiwany śmiech dziecka to potem nie ma przebacz, człowiek robi z siebie debila żeby usłyszeć go po raz drugi i trzeci. Na razie usłyszeliśmy go 2 razy, ale pracujemy nad kolejnymi.
6. Zamiast turystycznej wanienki znakomicie sprawdza się dmuchany basenik.
7. Bańki mydlane to genialny zajmowacz dla dziecka.
8. Towarzystwo innych rodziców jest zbawienne, pozwala zachować dystans do niektórych sytuacji i uświadamia, że nie jest się do końca nienormalnym.
9. Pogoda schodzi na drugi plan jak ma się zgraną ekipę.
10. Wypoczynek przy dwójce dzieci jest trudny, ale nie niemożliwy.

Udostępnij ten post

7 komentarzy :

  1. Sama nazwa "U Ziutka" już by mnie zastanowiła ;)
    Bańki są genialne! Noszę je ze sobą w torbie od kilku tygodni, zawsze skutecznie zabawiają młodociane towarzystwo.
    Co do wanienki/baseniku- w Pepco mają dmuchane wanienki turystyczne, podobno za grosze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, ale jakoś zamroczył mnie fakt, że knajpa w samym centrum miasta i z dużą ilością klientów... Trzeba było się trzymać porad z gastronatów;)
      W pepco szukałam, ale nie znalazłam, ale dostałam takowy na miejscu na szczęście:)

      Usuń
  2. Zazdroszczę! Mi też się marzy wyjazd weekendowy, ale chyba w tym roku już o to będzie ciężko..
    Pomimo nieciekawej pogody fajnie, że wypoczeliście, szkda tylko Twojego przeziębienia. Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam nadzieję, że uda Wam się w tym roku jeszcze gdzieś wyskoczyć, chociaż na weekend:)

      Usuń
  3. Ja zawsze czegos zapominam a pakuje tyle, ze chlop mi każe wyjmować polowe. Nigdy nie wyjmuje i musimy dźwigać. Ale zapas przynajmniej mam;)
    Towarzystwo ważniejsze od pogody:) a z dwojka jest ciężko ale tez fajnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he skąd ja to znam?:)
      Co do dwójki to zawsze raźniej z innymi rodzicami znosić szaleństwa dzieciaków:D

      Usuń
  4. Punkt 4 i 7 -sprawdzone na Lulce. Punkt 10 - zwłaszcza jak są dwie pary opiekunów ;)
    Lepiej już z Wami? A auto z gumy rządzi ;)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka