Dlaczego lubię święto Wszystkich Świętych

Polska święta święto wszystkich świętych lubię dlaczego
Przed 01.11 przeczytałam krótki "artykuł" w portalu natemat.pl poświęcony właśnie temu świętu. Dodatkowo możecie tam znaleźć link do filmiku "15 powodów, przez które nie lubię Wszystkich Świętych”. Filmu nie komentuję, bo kilka punktów jest na pewno trafionych np. szukanie grobów, rewia mody, czy spotykanie ludzi, których się nie zna, ale głupio się do tego przyznać;) Co prawda nie widziałam nigdy, żeby ktoś wpieprzał kanapki na grobie czy porównywał ilość zniczy na grobach swojej rodziny i sąsiadów, ale co ja tam wiem;)

Zalinkowany artykuł, chyba z założenia miał być utrzymany w podobnym tonie co filmik, tj. pół żartem pół serio, jednak zmierził mnie kapkę nie ukrywam, bo po raz kolejny przeczytałam jacy ci ludzie w Polsce beznadziejni i głupi, jak wiecznie narzekają, jak im wiecznie coś nie pasuje… Spodziewałam się puenty w stylu „trochę więcej luzu”, a tym czasem zostałam nakarmiona hasłem „więcej powagi”… I nie wiem czy to ja zdurniałam, czy autorowi zmienił się koncept w tzw. międzyczasie. Zamiast analizować narzekanie na narzekających postanowiłam dać upust temu co mi siedzi pod kopułą.

Zaskoczę pewnie co poniektórych stwierdzeniem, że lubię Wszystkich Świętych, chociaż może stwierdzenie „lubię to” nie oddaje w pełni moich uczuć. Nie dostaję na to hasło alergii, ba zdarza się nawet, że cieszę się na czekające mnie spotkania. Owszem czasem przez myśl przechodzi mi „a gdyby się tak wykręcić i mieć dłuższy weekend?”, ale nigdy się na to nie zdecydowałam jak dotąd, nawet w tym roku, kiedy ciąża na upartego mogłaby robić za idealną wymówkę.

Od kiedy nie mieszkam z rodzicami, lubię na własną rękę jechać na cmentarz i na miejscu spotykać się z rodziną również tą dalszą jak się na kogoś wpadnie. Nie, nie przeszkadzają mi korki czy brak miejsc do parkowania, bo jako człowiek myślący i mający komunikację miejską pod nosem korzystam właśnie z niej. Powiem więcej, choć zabrzmi to nieprawdopodobnie – nie dziwią mnie tłumy ludzi na cmentarzach;] Nawet mój Tata, który normalnie jeździ samochodem w „te” dni przesiada się na linie cmentarne, w których całą rodziną odstawiamy przysłowiową siarę, ku zgorszeniu co poważniejszych pasażerów. Nawet on, choleryk z powołania, jest w stanie te tłumy ludzi przeboleć i nie dziwić się, z resztą moim zdaniem naprawdę nie ma czemu.
Dodatkowo, w jakiś cudowny sposób, udaje nam się ominąć kolejki po kwiaty i znicze. Jak o możliwe? Istnieje coś takiego jak planowanie i czasem można sobie zaplanować zawiezienie kwiatów np. tydzień wcześniej, samochodem, bez tłumów itp. 
Kiedy już jestem na cmentarzu nie uciekam przed ciotkami, bo jak się kogoś widzi 2 razy w roku (albo i tego nie) to ciężko stwierdzić czy się go lubi czy nie, a już na pewno nie na tyle żeby przed nim uciekać w popłochu, a nawet jak się za kimś nie przepada to 5 minut pogawędki nikogo jeszcze nie zabiło. 

Cmentarniany pokaz mody? Owszem jest i bawi mnie niezmiennie od lat:) Nie ma się czym podniecać, jak ktoś chce wyglądać jak szajning star, to niech sobie wygląda, co mnie to obchodzi?
Ponadto od kiedy wychowałam odrobinę swojego Tatę, który przez lata karcił mnie i moją Mamę za wygłupianie się, atmosfera nad grobami stała się dobra i znośna czasami wręcz przyjemna(!). Bez nadęcia rozmawiamy o teraźniejszości, najbliższej przyszłości, ale też o przeszłości wspominając naszych zmarłych. Owszem przesuwamy znicze po 100 milionów razy, owszem każdy ma swój koncept ustawienia świeczek, ba, ja nawet mam miejsce w którym ZAWSZE stawiam swoją lampkę. Jak mi ktoś je zajmie to odstawiam święte oburzenie. Te wszystkie zachowania i mini rytuały wprawiają mnie i moich najbliższych w dobry nastrój, ponieważ nikt nie traktuje tych przepychanek na serio.

Po odwiedzeniu grobów, bo słowa grobbing nie uznaję, przychodzi pora na spacer i obiad. Kiedyś odbywał się on u mojej babci, która przygotowywała najlepszą szarlotkę pod słońcem, a przed obiadem robiliśmy zakłady o to czy na pierwsze danie będzie rosół czy pomidorowa… Teraz babcia należy do grona osób, które odwiedzamy 01.11, a obiad odbywa się u moich rodziców – znowu bez nadęcia, bez dążenia do idealnego przyjęcia, bez presji jak w przypadku świąt Bożego Narodzenia czy innych wielkich nocy. Tak tak, zwłaszcza w przypadku tych pierwszych bycie karmionym reklamową papką o białym obrusie, uśmiechniętym karpiu i innych takich powoduje również u mnie i mojej rodziny chore dążenie, żeby chociaż w jakimś % było idealnie, jak w katalogu Ikei. W przypadku Święta Zmarłych takiej presji nie ma. I właśnie za to lubię to święto:)

Kończąc temat i jednocześnie po raz ostatni nawiązując do treści artykułu z natemat.pl zamiast tego górnolotnego „zachowajmy powagę”, proponuję inne rozwiązanie „wrzućmy na luz”. Skupmy się na swoich zmarłych oraz na sobie i swojej rodzinie przy tym nie traktując jej totalnie poważnie. Wtedy jest szansa, że przeżyjemy to święto w całkiem miłej atmosferze;)

Udostępnij ten post

7 komentarzy :

  1. Ja grobbing jako pojęcie uznaję - tak robi spora część społeczeństwa, czyli jeżdżą i się lansują. Zmarli są na szarym końcu. Niestety.

    Osobiście Odwiedzam groby. I zawsze jedziemy, jak już jest ciemno :) wtedy jest ciszej, nastrojowo, "zadusznie"... I samochodem. Takie leniwce. No i wygodniej z dzieckiem/teraz już dziećmi. Po zmroku czasowo autem wychodzi na to samo co linią cmentarną objeżdżającą całe miasto zanim dotrze do celu.

    Cenne te Twoje zwyczaje rodzinne. Bardzo. Pielęgnuj je. My takich nie mamy, bo rodzina w różnych miastach skumulowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jest możliwość w miarę sensownego dojechania na cmentarz autem - nie mówię nie:), zwłaszcza z dziećmi i osobami starszymi. U mnie niestety dojazdy na cmentarz samochodem 01.11 nie mają większego sensu, bo korki i blokady, a i tak co roku znaczna część ludzi się dziwi, że jak to?;) Swoją drogą właśnie w tym roku się zastanawiałam jak to będzie za rok, z kilkumiesięcznym dzieckiem...

      Co do zwyczajów rodzinnych to jako że moja rodzina jest stosunkowo nieduża i skumulowana w jednym mieście spotykanie się i podtrzymywanie różnych tradycji, nawet takich drobnych, jest to zdecydowanie łatwiejsze;)

      Usuń
  2. Bardzo fajny i trafiony post. Zgadzam się w całej rozciągłości i od małego mam bardzo podobne podejście do tego święta. Mimo tego, że od kilku lat 1.11 odwiedzam również moją Mamę... Lubię ten dzień, kiedy spotykam przy grobowcu te dawno nie widziane ciotki, wymienię krótkie "co u was, co u nas", powygłupiam się z siostrą i małymi kuzynami, osiem razy poprawię kwiatki i znicze i już po wszystkim rozgrzeję się barszczykiem i schabowymi u babci w domu :) No i kiedy jest najlepszy dzień na włożenie nowych butów i płaszczyka na zimę, jak nie 1.11 :D? Zresztą polecam obejrzeć, mega trafione :P http://www.youtube.com/watch?v=KePnXX__JMY&list=UUoiRZbfYK3ztTX4LWuaA3fQ

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Wszystkich Świętych, bo ten dzień ma w sobie coś co jest dla mnie nie do opisania. Uwielbiam chodzić po cmentarzu, gdy zaczyna się ściemniać i znicze klimatycznie migają w tle. Miło spotkać rodzinę, spędzić chwilę na wspominaniu tych, którzy nas opuścili. Jest to dzień zadumy i refleksji .. może i nawet ma w sobie coś mistycznego (?)...
    Nie przeszkadzają mi korki ani Lansing cmentarny chociaż uważam to za szczyt głupoty...

    OdpowiedzUsuń
  4. to "święto" kojarzy mi się głównie z tłumami i grzązkimi, mokrymi, błotnistymi alejkami cmentarnymi, których nie cierpię.
    A rewię mody lubiłam zawsze z moją mamą zgryźliwie komentować, zawsze znalazłyśmy w tłumie kogoś kto chcąc zabłysnąć "stylem" budził swoim wyglądem grozę ;)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka