wtorek, 1 marca 2016

Kiedy to się stało?

Dwa lata temu…
Była środa. Dzień jak co dzień, pomijając mój pobyt na patologii ciąży. Po 10 godzinach na sali przedporodowej  i byciu podłączoną do KTG zapadła decyzja o CC. 34tc, więc bez dramatu, a nieregularne zaniki tętna Zo nie zostawiły absolutnie żadnego marginesu na czekanie. Do tej pory w myślach dziękuję lekarzom za to, że się nie ociągali i podjęli taką a nie inną decyzję. CC - koszmar. Trauma do końca życia. Nie rozmnożę się nigdy więcej, dopóki nie wymyślą jakiegoś łatwiejszego sposobu na rodzenie dzieci – nie przekona mnie do tego nawet program 2000+
Tak czy inaczej tuż po godzinie 7 rano pojawiła się ona – Zosia.
Zobaczyłam ją dopiero w drugiej dobie po porodzie: Malutki, żółty człowieczek, całkowicie zależny od innych. Jej cała dłoń była wielkości mojego kciuka, a w ubrankach w rozmiarze 56 mogła się zgubić. Buteleczka o pojemności 75ml wydawała się wielka przy jej małej główce…

Rok temu...

Zo zaczynała samodzielnie się przemieszczać głównie poprzez turlanie i raczkowanie. Zaczynała również pokazywać jak bardzo charakternym dziecięciem jest, zwłaszcza w kontekście reagowania na wszelkiego rodzaju zakazy i nakazy. Wsiadanie na konika na biegunach wymagało asysty dorosłego, bo nasza mała dziecina nie umiała sama się na niego wgramolić. Z zarzekania się o niemontowaniu blokad zostały tylko mrzonki oraz zaślepki w kontaktach, blokady w szufladach, bramka w łazience i nakładki na narożniki regałów/stołów.

Obecnie...
Zo potrafi rozbroić większość blokad z poprzedniego akapitu. Na konika wskakuje samodzielnie, ba, ustawia go sobie gdzie chce według własnego uznania. Bujać się po prostu kocha to moje dziecko, z tym, że preferuje bujanie na rękach u mamy lub taty, tego drugiego zamienia czasem w zjeżdżalnie. Najlepsza zabawa to pierdziochy z tatą i tańce chulańce/śpiewańce z mamą. Poza tym bardzo lubi rysować, lepić babki z piasku, czasem zdarzy jej się mieć fazę na książkę. Jej kumplami została świnka Peppa, Kubuś Puchatek, Szmaciana Lala oraz królik z Ikei. Gada do nich, do nas, do piesków, kotków i do siebie samej (w końcu czasem trzeba z kimś inteligentnym pokonwesować) – na topie jest pytanie „co to jest”, mniej na topie są natomiast odpowiedzi, których nie zawsze słucha. Nadal jest charakterna, nadal się buntuje, ale jak to bywa ze wszystkim raz jest lepiej raz jest gorzej. Pomocne w momentach histerii okazuje się przytulenie, które niestety nie działa w 100% przypadków, ale jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż ignorowanie napadów wścieklizny.
Po dwóch latach nie wyobrażam sobie innego niż w tej chwili układu. Czy tęsknię za czasami przed Zo? Oczywiście, zwłaszcza kiedy w weekend muszę wstać skoro świt o 6-7 rano. Jednak nie zamieniłabym nigdy tego co mam, na to co miałam. Bywa ciężko, wtedy z odsieczą dla mojej psychiki przychodzą moje psiapsióły, M., a czasem seriale. Sporą odskocznią od trudów obcowania z Zo jest również praca, która jest dla mnie swojego rodzaju wytchnieniem z jednej strony, z drugiej, mimo wszystko, czasem jest mi szkoda, że większość dnia Zo spędza w żłobku. Wtedy jednak pocieszam się, że jest jej tam naprawdę dobrze, więc nie ma co się biczować specjalnie z tego powodu.
Patrząc na te dwa lata, wiem, że teraz kilka rzeczy odnośnie Zo zrobiłabym inaczej zarówno w początkowych miesiącach życia jak i w późniejszym okresie. Popełniłam trochę błędów również tych wychowawczych, ale jestem tylko człowiekiem. Mam nadzieję, że w kolejnych latach będzie ich tylko mniej, ale nie łudzę się, że nie będzie ich wcale.

Abstrahując od tego wszystkiego sto lat dziecino, rośnij nam zdrowa, radosna i błagam, bądź łaskawa dla rodzicieli w trakcie mitycznego buntu dwulatka;)

Udostępnij ten post

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka