Achilles miał tyl­ko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa…

Tak rzekł, według internetów, Woody Allen. I coś jest na rzeczy, zwłaszcza jeśli chodzi o współczesne kobiety.
Bombardowane okładkami kolorowych pism, chociaż zdajemy sobie sprawę, że nie są one prawdziwe i tak dajemy się zwodzić i dążymy do nieistniejącego ideału. Zazwyczaj dążenie to odbywa się kosztem własnej wartości, wiary w siebie i swoje siły. Katujemy się dietami i ćwiczeniami, żeby uzyskać efekt wyfotoshopowanej szczupłości, która jest po prostu niemożliwa.
Bynajmniej nie namawiam do rezygnacji ze zdrowego trybu życia czy aktywności fizycznej, w końcu w zdrowym ciele zdrowy duch, ale zachęcam, za Anią Andrzejewską, do zaakceptowania faktu, że jesteśmy jakie jesteśmy. PIĘKNE.

Zawsze miałam kompleksy. Nie ważne czy były one uzasadnione czy nie, w kompleksach nie chodzi o zasadność i racjonalność. Przez X lat związku przed M. żartobliwie nazywano mnie pączusiem/schaboszczakiem. Do tego zawsze miałam wrażenie, że na tle koleżanek byłam tą grubszą, a do tego niską. Teraz gdy o tym myślę chce mi się śmiać jak bardzo byłam niepoważna czy raczej durna.
Mimo tego, że wiem jak bardzo się myliłam kompleksy i tak w pewnym (dosyć dużym) stopniu na stałe wbiły mi się w mózg. 160 cm w kapeluszu i stykające się ze sobą uda (nazywane przeze mnie pieszczotliwie udziskami) w erze wysokich modelek z udami jak parówki. Do tego krótka czupryna (nie umiem się z nią pogodzić dlatego zapuszczam uparcie włosy). Buzia okrągła jak księżyc w pełni, piersi, które po ciąży nie wyglądają już tak dobrze jak kiedyś i brzuch. Brzuch to moja pięta Achillesa. W brzuchu siedzi mi ten cholerny „pączuś” i "schaboszczak" sprzed lat. Wiem, że obiektywnie rzecz biorąc nie jestem przy kości, jestem zupełnie normalna, może nawet szczupła, ale na pewno nie wpisuję się w obecnie królujący kanon piękna. Może to i dobrze? W końcu gdybyśmy wszystkie wyglądały tak samo byłoby po prostu nudno;)
Od jakiegoś czasu zaczynam dochodzić do wniosku, że, jak mawia klasyk, nie ma brzydkich kobiet, są tylko te zaniedbane. Piękną kobietą jest każda z nas o ile w to uwierzy i zaakceptuje siebie. Od tego już tylko krok do dbania o siebie, bo akceptując swoje ciało, kochając je, dbamy o nie, jak o nasze dzieci. Jasne, że proces jest trudny, że zdarzają się gorsze dni kiedy patrzę na swoje odbicie i myślę sobie „WTF?” albo "ale fałda!", ale te dni są wyjątkiem potwierdzającym regułę.


Jak do tego doszło?
Po pierwsze na co dzień staram dbać o siebie – nie licząc palenia z którego zrezygnować niestety na razie nie potrafię, ale poza tym jem w miarę zdrowo, chociaż jem mało, bo po prostu nie czuję się jakoś specjalnie głodna. Regularnie się badam, kładę się spać o sensownych porach, balsamuję się, maluję i ogólnie szanuję swoje ciało. Oczywiście zdarzają mi się wpadki. A to impreza do białego rana, a to zarwana noc za sprawą pracy, a to kebab o 22 popity piwem. Lubię te wpadki i akceptuję, że czasem się zdarzają. W końcu żyje się tylko raz i szkoda sobie wyrzucać wszystkie szaleństwa dopóki nie stają się one niezdrową regułą.
Po drugie od czasu do czasu pokazuję sobie, że jestem piękna.
Jak? Raz na jakiś czas robię sobie sesję zdjęciową. Tak samo jak zrobiła to Ania w swoim poście. O zaletach takiego przedsięwzięcia pisałam już kiedyś w tekście Jestę modelę. Teraz nadeszła pora obalić kilka mitów o sesjach fotograficznych:

Mit nr 1. Sesja fotograficzna jest droga
To tylko częściowo prawda. Oczywiście jeśli chcemy załatwić sobie sesję w najszybszy i najłatwiejszy sposób musimy wyłożyć kilkaset złotych na fotografa. Jednakże jeśli się trochę postaramy taką przyjemność można sobie zrobić po kosztach lub za darmo. Ja za swoje sesje nie zapłaciłam ani grosza, a miałam ich 4. Jak mi się to udało? Już wyjaśniam:

  • Po pierwsze – facebook i inne media społecznościowe to przyjaciele w poszukiwaniu okazji. Można wrzucić ogłoszenie na grupie o profilu fotograficznym lub jeśli nie chcemy się uzewnętrzniać po prostu zapisać się do takiej grupy i obserwować posty. Często jest tak, że fotografowie poszukują nowych wyzwań lub materiałów do portfolio i zdjęcia robią za darmo w zamian za możliwość ich publikacji.
  • Po drugie – nie musimy być tylko w grupach fotograficznych. Na ostatnią sesję zgłosiłam się do koleżanki, która na jednej z grup dotyczących zdrowego trybu życia napisała, że brakuje jej fotograficznych wyzwań. Także trzeba być po prostu czujnym i od czasu do czasu przejrzeć posty na grupach/forach, które obserwujemy.
  • Po trzecie – znajomi. Można po prostu wrzucić post na swojej ścianie i zapytać się czy któryś ze znajomych nie podjął by się takiego zadania. Nawet nie wiecie ile osób w sposób amatorski zajmuje się fotografią i jej obróbką. Warto też obserwować znajomych, bo czasem oni sami piszą o tym, że poszukują tego typu pracy.
  • Po czwarte – konkursy. Różne studia, a także strony o tematyce kobiecej czasami ogłaszają konkursy w których główną wygraną jest sesja fotograficzna.
  • Po piąte – eventy – często sesja foto, czasem nawet z profesjonalnym makijażem, są częścią wydarzeń w stylu targi dla mam z dziećmi, pierwszy dzień wiosny, dzień kobiet itp. Grunt to od czasu do czasu poszukać informacji na temat takich wydarzeń. Wiadomo, nie będzie to sesja kilkugodzinna, ale zawsze można to potraktować jako wstęp do dalszych poszukiwań.
  • Po szóste – promocje, grupony itp. Przyznam że sama nigdy z nich nie korzystałam, głównie dlatego, że z luźną gotówką zawsze jest u nas problem. Jednakże wiele razy na stronach okazyjnych zakupów widziałam ogłoszenia dotyczące sesji po przysłowiowych kosztach.
Mit nr 2. Nie umiem pozować, sesja jest nie dla mnie.
Skąd wiesz że nie umiesz pozować? Miałaś kiedyś sesję? Jeśli nie i opierasz się tylko na swoich spontanicznych zdjęciach bądź takich z rodzinnych imprez to porzuć ten sposób myślenia. Ja na takich zdjęciach z nielicznymi wyjątkami ZAWSZE wychodzę jak wioskowy idiota. Sesja skupiona na Tobie na pewno oszczędzi ci takich atrakcji, a nawet jak na jakimś zdjęciu wyjdziesz jak lama to i tak go nie zobaczysz:P
A tak całkiem serio - dobry fotograf umie tak poprowadzić robienie zdjęć, poinstruować fotografowaną dziewczynę, że nawet jeśli jest to totalna amatorka na zdjęciach wychodzi zjawiskowo. Trust me:)


Mit nr 3. Nie mam na to czasu
Jasne, że na sesję najlepiej sobie zaklepać cały dzień. Jednak z doświadczenia wiem, że można ją zrobić w kilka godzin, a nawet szybciej. Jeśli zdjęcia robi twój znajomy możecie się umówić na obiad, a pozowane zdjęcia zrobić poniekąd przy okazji. Ważne jest jednak, żeby przez ten czas nic cię nie rozpraszało, więc najlepiej dziecko wyślij na dłuższy spacer z ojcem/babcią/dziadkiem.

Mit nr 4. Jestem za gruba/za chuda/za niska/za wysoka – nie wyglądam jak modelka.
I bardzo dobrze! Gdyby tak było prawdopodobnie nie zastanawiałabyś się nad sensem sesji i nie czytała tego tekstu. Prawda jest taka, że każda z nas jest inna i każda z nas ma inne walory, którymi może się pochwalić, ale każda je ma, bez wyjątku. Dlatego też każda z nas jest warta takiego zachodu jakim jest sesja fotograficzna. Do czasu obejrzenia zdjęć człowiek sobie nie zdaje sprawy z tego, że ma takie piękne oczy/usta/nogi/dłonie/cokolwiek. Potem patrzy na fotografie i zadaje sobie pytanie „o cholera, to ja tak wyglądam?” (aczkolwiek ja takie pytanie zadaję sobie również w zabarwieniu negatywnym, kiedy ktoś oznaczy mnie na jakimś zdjęciu np. z imprezy:P) 

Mit nr 5. Nie mam w co się ubrać
To już moje drogie najmniejsze zmartwienie. Jak mawia Basia, która robiła zdjęcia na mojej ostatniej sesji „biały t-shirt i kawałek jeansu zawsze zdają egzamin”. Poza tym jak nie masz się w co ubrać to zawsze zostają akty - jak szaleć to szaleć.

Mit nr 6. Na co mi to?Jeśli rozważasz sesję to takie pytanie może paść z ust Twojego męża, znajomych, rodziny. Kiedy mi ktoś tak gada mówię zawsze, że po prostu potrzebuję nowych wrażeń i muszę zrobić coś tylko dla siebie. Efekty zdjęć, zazwyczaj zamykają usta zrzędzącym. Jeśli osobą zrzędzącą jest mąż/chłopak/partner to zdecydowanie taka sesja zamiast zamykać mu usta spowoduje raczej opadnięcie z wrażenia jego zrzędzącej szczęki. Dodatkowo przypomni sobie jaką piękną kobietę ma u swojego boku;)

© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik

© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik
© Basia Ogrodnik
 To jak? Przekonałam Was? Mam nadzieję, że tak i ruszycie na poszukowania możliwości rozbuchania swojego ego:) Jeśli zaś chcecie poczytać np. o tym jak się do takiej sesji, niekoniecznie profesjonalnej przygotować dajcie znać, naskrobię posta i w tym temacie.

Udostępnij ten post

8 komentarzy :

  1. Piękne zdjęcia :) Sesja to fajna sprawa. Póki co miałam jedynie ciążową ale nie powiem pewnie kiedyś się skuszę na inną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze na kebeba to za późno,ale piwo w lodówce jest...jutro ponarzekam na udziska :D Zdjęcia piękne. Niestety ja zazwyczaj stoję po tej drugiej stronie aparatu, a mi to czasem z przypadku cyknie jakąś fotę mąż, najczęściej w piżamie o 6 nad ranem, od tyłu (ach ten gruby tyłek), jak jestem nieuczesana i obowiązkowo bez makijażu. Po takich fotkach pozostaje sobie strzelić w łeb :P
    Co do kompleksów, rzecz jasna posiadam, gruby tyłek posiadam, cycków brak, zmarchów coraz więcej, ale tak szczerze to coraz częściej mam to wszystko w tym moim grubym tyłku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twoje podejście, też się skłaniam coraz bardziej właśnie w tę stronę ;)

      Usuń
  3. Mi marzy się sesja na 30-tkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ma co czekać, trzeba zacząć organizować takową, świetny sposób na uczczenie zmiany prefiksu;)

      Usuń
  4. Bardzo fajny wpis i udane zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka