Hu hu ha nasza zima zła...

Słowo "zła" można zastąpić słowem "wietrzna" i będzie się zgadzało, ale do sedna...
Codzienne spacery z Zo stanowią dla mnie coraz większe wyzwanie, głównie ze względu na paskudną pogodę, która ostatnio bezczelnie panoszy się po okolicy. Niższe temperatury absolutnie nie idą w parze z moim umiłowaniem ciepła, do tego wicher urywający łby - istna masakra, nawet kiedy temperatura na plusie.
Żeby było ciekawiej dla odmiany Zo nie znosi zbyt wysokich temperatur i chwilę po przekroczeniu pewnego poziomu ciepłoty zaczyna drzeć się jak opętana, co nieco utrudnia proces szykowania się i samego spacerowania, zwłaszcza kiedy aura należy do gatunku "ni pies ni wydra".
Im więcej spaceruję, tym bardziej kombinuję, co tu zrobić, żeby zmarznąć kapkę mniej, a przy tym, żeby moja zmarźlowatość nie zaburzała tego jak ubieram zimnolubne dziecię. Oto co bardzo ułatwia nam codzienne eskapady...
1. Mufki dla mua - ktoś kto wymyślił tę wariację na temat tak klasycznego elementu stroju zimowego był geniuszem. Dzięki mufkom przy mniejszych mrozach mogę spokojnie pielęgnować swoją sklerozę i zapominać rękawiczek. Dodatkowym plusem jest to, że dzięki temu jestem w stanie szybko odebrać telefon, bez konieczności szaleńczego ściągania z dłoni rękawic (zwłaszcza, że preferuję te bez palców). Zośka też na tym korzysta, ponieważ gołą dłonią łatwiej mi jest zapinać/rozpinać wszelkie suwaki, podawać zabawki i takie tam.
Przy siarczystych mrozach, kiedy żadna siła nie zmusi mnie do odebrania telefonu na dworze, a Zofia siedzi grzecznie (jak na nią) z łapkami w śpiworku mufki przydają się jako dodatkowa ochrona przed zimnicą.
Ja postawiłam na wersję najmniej disajnerską, ale jak ktoś ma chęć i środki może kupić wersję totalnie odjechaną zarówno wyglądem jak i ceną;)

2. Śpiworek dla Zo - jak już wspomniałam mój dzieć jest zdecydowanie zimnolubny. Dodajcie do tego absolutny brak cierpliwości i szybko występującą frustrację i voila zawał albo chociaż ciężki wkurw u matki murowany. Dlatego też co by zaoszczędzić nerwów Zo i sobie kupiłam polarowy śpiwór do wózka. W klimacie warszawskim sprawdza się doskonale.
Początkowo myślałam o śpiworze z owczej wełny, ale po pierwsze może uczulać (chociaż jak na razie Zo nie przejawia żadnych alergicznych skłonności), a po drugie jest tak ciepły, że moja szanowna córa najpewniej dostałaby w nim kociokwiku. Zwłaszcza, że na nizinie mazowieckiej siarczyste mrozy zdarzają się stosunkowo rzadko. Kolejnym plusem śpiwora polarowego jest łatwe utrzymanie czystości i ciut niższa cena.
Jeśli chodzi o rozmiar to u nas sprawdził się śpiwór od długości 105 cm. Nie wystaje poza podnóżek spacerówki, jego tylna strona ociepla również plecy Zosi, przednia natomiast nie krępuje jej ruchów ponieważ nie jest to kokon sięgający pod nos dziecka. Luzu w śpiworku jest na tyle dużo, że jeśli mam matkową paranoję z cyklu "czy aby nie jest jej za chłodno?" mogę do niego upchnąć jeszcze kocyk, ale na co dzień, przy temperaturze w okolicach 0 stopni, a ostatnio nawet sporo wyższej, absolutnie nie ma takiej potrzeby.

3. Termoaktywne opakowanie butelki/termos - jeśli wybieramy się na dłuższy spacer zdecydowanie przyda się coś co podtrzyma ciepłotę picia dla dziecka, a w przypadku termosu również i dla nas. Z doświadczenia bardziej polecam opakowania ze styropianem w środku - lepiej trzymają ciepło niż te materiałowe. Termos oczywiście jest najlepszy jeśli chodzi o utrzymywanie temperatury, ale przelewanie wrzątku do butli/niekapka może być nieco problematyczne zwłaszcza kiedy na dworze -10/wicher duje tak, że nas zwiewa razem z wózkiem.
UWAGA Ja generalnie unikam podawania picia na dworze, ale wiadomo czasem nie ma wyjścia, dobrze więc, żeby napój nie był lodowaty, ale lekko ciepły - nie gorący! Różnica temperatur może wyrządzić więcej złego niż dobrego...

4. Getry pod kozaki dla mua - czy raczej ciepłe skarpety albo jak kto woli grube zakolanówki - uwielbiam! Dzięki nim moje wiecznie marznące stopy i kolana mają szansę przeżyć godnie kolejne spacery z Zo w niesprzyjających warunkach pogodowych.

5. Ocieplane rajstopy dla Zo - to ostateczna ostateczność kiedy temperatura w czasie spaceru przewidziana jest na poziomie -10 i niższym. Kiedy jest cieplej wystarczą zwykłe rajtuzy pod równie zwykłe, ewentualnie lekko ocieplane portki. Nie mniej jednak rajtuzy w wersji mega ciepłej już kilka razy się przydały:)

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. A ja wstyd się przyznać znowu będę matką paranoiczką jak z Anką w końcu na spacer wylezę. "Czy ten kombinezon a pod nim dwa pajace wystarczą czy muszę jeszcze kocem ją ocieplić, olaboga!!" ;)
    Mufki mnie kuszą - gdzie nabyłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak dzieć mały, dopiero co narodzony to nic dziwnego, że ma się paranoję, zwłaszcza w styczniu/lutym:) Chociaż z drugiej strony gondola lepszą ochronę przed zimnem zapewnia niż spacerówka, ale spokojnie, na pewno w końcu znajdziesz jakiś złoty środek. U nas np. ze względu na zimnolubność Zo kombinezon, zwłaszcza jednoczęściowy odpada, na dwuczęściowy skuszę się może jak zacznie się przemieszczać na dwóch nogach;)
      A mufki kupiłam na allegro:)

      Usuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka