Zdobywanie doświadczenia

Sezon na „przecież to Ty jesteś matką” uważam za otwarty. 
Nie ważne, że jestem nią od raptem dwóch tygodni, ani że wcześniej noworodkowe tematy były mi tak bliskie jak fizyka kwantowa. Nic to, że w życiu nie miałam styczności z małymi dziećmi. W końcu w momencie urodzenia dziecka nie dość, że zostałam zalana ciepłymi uczuciami i instynktem macierzyńskim to jeszcze doznałam olśnienia merytorycznego i wiem już wszystko.

Otóż, chociaż zapewne nie zabrzmi to najlepiej, nic z tych rzeczy.
Jeśli chodzi o wiedzę na temat noworodków – zgłębiam temat na bieżąco, ale co i raz dopada mnie paranoiczne – czy tak powinno być? czy to normalne?
Tuż po cesarce zorientowałam się, że owszem, książek na temat ciąży przeczytałam kilka, ale nie przeczytałam ani jednej o tym co dalej. Bynajmniej nie zakładałam, w przeciwieństwie do co poniektórych, że razem z przeżyciem porodu jakimś cudem spłynie na mnie olśnienie i wiedza z obszaru bycia matką, a pod poduszką znajdę instrukcję obsługi noworodka.
Obecnie jestem na etapie wyrabiania w sobie znieczulicy na podobne uwagi oraz asertywności na wszystkie miłe panie np. w przychodniach – ale o tych napiszę oddzielny post. Równolegle staram się doczytywać mądre teksty o aktywności niemowlaków, o tym jakie dźwięki wydają (o so cho z takim gardłowym pochrypywaniem?!), o tym jak je odbekiwać itd. I wiecie co? Im więcej czytam tym mam więcej pytań, ale co tam.

Dodatkowo, wszystkie te ciepłe uczucia, instynkty itd. dopadły mnie, owszem, ale na pewno nie zalały, dopiero po powrocie do domu czyli po prawie dwóch tygodniach od urodzenia Zo. Wcześniej, w szpitalu, był płacz i zgrzytanie zębami i niekończące się obawy. Teraz do tych niekończących się obaw doszło ciepełko ogarniające moje skamieniałe serce kiedy patrzę na śpiącą Zo, albo kiedy ta patrzy się na mnie, przytula się, albo robi głupie miny 
Niemniej jednak nadal w wolnej chwili oglądam zombiaki, tęsknię za Skyrim i słucham nowości muzycznych zapodanych przez małża mego. Nie zrezygnowałam z planów koncertowych i czekam na zielone światło z powrotem na zumbę. Mój świat nie został ograniczony do Zosi i matkowania, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, został wzbogacony, zyskał kolejny obszar do odkrycia, kolejne zadania do wykonania i doświadczenie do zdobycia, tak jak na prawdziwego gracza RPG przystało.
Tak więc tym czasem idę zdobywać "skille" w matkowaniu, a wieczorem być może odwiedzę Franka Underwooda:)
Źródło obrazka

Udostępnij ten post

6 komentarzy :

  1. Franka Underwooda polecam. Działo się ostatnio oj działo ;)
    I powiem Ci, ze miałam to samo. Ja? Sama? Z tym małym zawiniątkiem? I tak naprawdę to było pójście na żywioł, działanie na czuja, pełen spontan + ciągłe porównywanie co tam piszą. I dopiero po jakimś pół roku zaczęłam luzować na to co mówią mądre książki i gazety. I na mnie też nie spłynęło oświecenie wraz z urodzeniem Lulencji. Ale ja to traktuje jako normalny etap macierzyństwa.
    Good luck!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałam trochę łatwiej na starcie, bo przyjechała do mnie mama i pomogła trochę ogarnąć całe te noworodkowe kwestie, bo to wcale nie jest takie oczywiste takie małe coś złapać, przebrać, nakarmić i tak dalej.
    Najważniejsze, że im więcej dni mija, tym więcej doświadczenia i pewności siebie zdobywamy.
    Jeśli chodzi o podejście, jak najbardziej popieram. Też uważam, że bycie matką nie powinno przysłaniać całego naszego bycia. Chociaż na poczatku może i nie ma w tym też nic złego ;)
    Ma pewno świetnie sobie radzisz i dajesz radę :)
    Doczytałam dzisiaj wszystkie posty i po raz kolejny przekonałaś mnie, że instynkt matki, jest niesamowicie rozwinięty. I mamy go jeszcze zanim dziecko się rodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. I brawo za nieograniczanie siebie! Poza dzieckiem zycie toczy sie dalej! Powodzenia w skillowaniu ;D!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze powiedziawszy nigdy nie myślałam u siebie o ewentualności CC, chyba mimo wszystko jest ciężej już po porodzie, bo kondycja chyba gorsza, niż po naturalnym...

    I tak w ogóle.. nie zastanawiaj się za dużo, intuicja wystarczy, sprawdziła się u Ciebie doskonale, więc wiesz, że możesz na niej polegać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Naturalna chemia hormonalna zachodząca w kobietach patrzacych na swoje dzieci-- zaskakuje mnie nadal:) skąd ja to wszystko wiedziałam, umiałam:) jesteśmy wspaniałe i tego sie trzymajmy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro już na wstępie obroniłaś się przed przygnieceniem pieluchami to wróże Ci rodzicielstwo pełne szczęśliwości i gromadkę dzieci :)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka