Druga strona medalu

Minął miesiąc.
Miesiąc od kiedy nasze życie zmieniło się.
 Nie powiem, że o 180 stopni ale zdecydowanie była to zmiana dosyć duża, chociaż mierząca tylko 47cm.

Pierwsze dwa tygodnie w domu były całkiem przyjemne. Niestety po dwóch tygodniach sielanki i siedzenia w radosną trójkę okazało się, że Zosia to typ kolkowy. Kolkowy z zaparciami. Zaczęło się masowanie, okładanie (w sensie okłady z ciepłej pieluszki:P), przepajanie wodą, nóżki przy brzuszku i nic. Wszystkie dolegliwości odchodzą i powracają jak bumerang... ze zdwojoną siłą. 

Mnie natomiast dopadł pierwszy kryzys – po 30 dniach bez przespanej nocy i tyluż poznawania Zo, odnajdywania się w nowej sytuacji, po obserwowaniu super fajnych i dosyć ciężkich nowości przyszedł czas na zmęczenie, zwątpienie i co tam jeszcze chcecie. Po trzech dniach spędzonych samodzielnie z Zosią i patrzenia na jej nawracające cierpienia mam kilka spostrzeżeń:

1. Kupa może być tematem numer jeden rozmów, rozmyślań, zmartwień etc. Kiedy się pojawi może być przyczyną absurdalnej radości, a jej brak może spędzać sen z powiek. Dziecku, rodzicom i sąsiadom.

2. Można mieć dosyć swojego dziecka.
Jednocześnie je kochając, żałując i płacząc z bezsilności.

3. Można mieć paranoje z powodu każdego kwęknięcia, bo nie wiadomo czy to już kolka czy jeszcze nie, czy lecieć do lekarza czy nie...

4. Trzy dni kolek wystarczą do zrycia beretu.

5. Nie ma sensu zgrywać bohatera, ani kretyńsko zakładać, że ktoś czyta w naszych myślach. Czasem po prostu, zwyczajnie, trzeba poprosić o pomoc.

6. W całym tym szaleństwie trzeba znaleźć czas dla siebie. Ja po trzech dniach znajduję go w tej chwili. Pisząc ten tekst i oglądając kolejny odcinek The Following.

7. Mimo wszelkich trudności dobrze jest znaleźć czas dla innych ludzi i miejsce na inne tematy niż te okołodzieciowe.

8. Dobrze jest też, wychodząc z domu, odstawić się. Chociaż może się nie chcieć, chociaż idzie się tylko z dzieckiem do lekarza. Buty na obcasie, fajne portki i marynarka potrafią podrasować umęczoną psychikę i dać powera do dalszego działania.

9. Kiedy siedzi się w domu, nawet w portkach od dresu, makijaż znacząco zmniejsza poziom rozmemłania. Jego brak może być miarą bycia rozpieprzonym. Dzisiaj moja twarz nie widziała nic poza kremem nivea.

10. Nikt nigdzie nie pokazuje tego jak naprawdę wygląda życie z noworodkiem. Bynajmniej nigdy nie wierzyłam w lukrowane mateczki i srające tęczą dzieciaczki. Ale nigdy też nie przypuszczałam, że macierzyństwo z kolką w tle może być tak trudne i niewdzięczne. Wiem, ze to nie jest żadna poważna choroba, że trzeba to po prostu przejść i nie ma co tragizować, ale jest ciężko. Dlatego też czekam z niecierpliwością. Czekam na lepsze chwile, które trafiają się codziennie i wynagradzają cały trud. 

Mam tylko nadzieję, że z Zosiulką będzie co raz lepiej.

Udostępnij ten post

17 komentarzy :

  1. Oj oj oj współczuję kolek, a z resztą dasz sobie świetnie radę.
    I tak jesteś fajna matka, bo wiesz co zrobić, by nie uświrknąć do końca.
    I polecę banałem ale: im dalej tym fajniej.
    Więc głowa do góry i powiedz: sprawdza się Bacon w drugiej serii, bo zatrzymałam się po drugim odcinku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, staram się i naprawdę pocieszyłaś mnie, zawsze miło jest coś takiego usłyszeć:)
      Co do Bacona to daje radę, w końcu to Bacon:D Aczkolwiek jestem na 8 odcinku i nie jestem tak powalona jak przy pierwszym sezonie. Drugi ma momenty, ale czegoś mu brakuje. Przynajmniej na razie;)

      Usuń
  2. Doświadczyłam i nie doświadczyłam. Mój Pierworodny miał ich może z 5? Ale za każdym razem ciepła pielucha pomagała niemal natychmiastowo, więc.. tak naprawdę nie wiem co to jest kolkowe dziecię. Trzymaj się kochana, trzymam kciuki, żeby było tylko lepiej! :) Wiem, że to zabrzmi beznadziejnie, ale.. jeszcze tylko 2 miesiące i kolek nie będzie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. kolki są głupie.
    u nas pomógł na nie espumisan

    OdpowiedzUsuń
  4. Początki bywają trudne, zwłaszcza te kolkowe. I rozumiem Twoje łzy razem ze łzami walczącego z bólem maluszka, też to przechodziłam z Victorią, ona płakała z bólu ja z bezsilności. Tragizować nie tragizować, nie da się nad tym przejść obojętnie do porządku dziennego, nawet jeśli wszyscy mówią, że to tylko przejściowe. A takie jest na pewno, u nas w końcu też przeszło i było już tylko lepiej. Dokładnie tak jak piszesz.
    Cieszę się, że pamiętasz o sobie, pozwalasz sobie na małe chwile dla siebie i nie zapomniałaś do czego służy makijaż. To baaardzo dobrze robi na głowę a jak i na głowę to i na ciało.
    Ściskam Was mocno i życzę jak najmniej chwil z kolkami i wariowaniem.
    Bedzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś super mamą a dla
    Zo najlepszą na świecie! Zawsze będziesz! Kolki za jakiś czas przeminą i wtedy zrobi się fajnie :)) zobaczysz!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem, na ile ta metoda się sprawdza, ale podobno pomaga przy kolkach: jak znajdziesz chwilę, poczytaj o metodzie "5 S" Harvey'a Karpa. Jest o niej cała książka "Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, nie słyszałam o tym, na pewno sprawdzę:)

      Usuń
  7. Jeszcze przez czas jakiś jedynie matka_teoretyzująca ze mnie i może to, co napiszę kompletnie Ci się nie przyda, ale na wielu stronach naczytałam się o wychwalanych pod niebiosa niemieckich kropelkach na kolkowe problemy, które ponoć są jeszcze skuteczniejsze od dostępnego w polskich aptekach Espumisanu. Sabsimplex to się nazywa. Jeśli będziesz zainteresowana, mogę podać Ci link do strony apteki, w której to cudo można zamówić za niewielkie pieniądze, zamiast polować na znajomych udających się do Niemiec, co do niedawna było jedynym sposobem na zdobycie owych kropelek.

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas Sabsimplex nie sprawdził się w ogóle a Espumisan tak, choć kolki mogłabym policzyć na jednej ręce to wzdęcia się pojawiały. Bardzo pomocne okazało się też trzymanie dziecka "na lotnika", na przedramieniu z brzuszkiem do ziemi i delikatne kołysanie.
    Każda mama zapomina o trudach i zmęczeniu gdy widzi uśmiech dziecka więc tych momentów życzę Ci jak najwięcej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja na szczęście nie wiem co to kolka, ale z resztą punktów zgadzam się w 100 %.
    Ps. A dziś mam zagwozdkę i zmartwienie, bo Mała zrobiła kupkę dziś dwa razy... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi dwoma kupami to poważnie się martwisz? To normalne, że dzieci robią częściej, tak samo normalne jest że te karmione piersią mogą nie robić kilka dni.
      Jeśli nic dziecku nie dolega to nie ma się czym martwić :-)

      Usuń
  10. Życzę wam, by te kolki odeszły, by mała miała już od nich spokój, by się tak nie męczyła :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Podpisuję się pod wszystkim rękami i nogami. U nas też łatwo nie było. Ale faktycznie, po trzecim miesiącu jest juz łatwiej... tak dopóki dziecko nie zacznie się przemieszczac :))
    Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja napiszę w innym klimacie:
    Mamą zostałam 18 lat temu (30 marca), mimo, ze miałam 26 lat dzieci traktowałam z lekką rezerwą i nie uważałam, ze to cel sam w sobie. Po powrocie ze szpitala a jakże pomagała mi mama, ale i ona musiała czasami wyjść, żyć swoim życiem. Ale prawdziwy koszmar (przynajmniej dla mnie) to było karmienie naturalne. Te opowieści o więzi matki z dzieckiem, przekazywanej mu miłości z ciurczącym mlekiem.... Nic z tego. Miałam małe piersi a pokarmu jeszcze mniej. Dziecko płakało głodne a ja uparcie chciałam je karmić piersią, bo rpzeciez: to najlepszy pokarm, 2. stymulowanie karmienie spowoduje produkcje mleka ( jakbym była mućką po ocieleniu). Dodatkowo jeszcze ten boom karmienia piersią. Po tygodniu mój mąż doszedł do wniosku, ze tak być nie może - dziecko głodne, ja ledwie stoję na nogach. Wygnał mnie do spania i sam zabrał mi "pakunek". Zasnęłam ledwie przyłożyłam głowę do poduszki. Obudziłam się po 3 godzinach przerażona, ze zamordował dziecko. A one tymczasem sobie posapywało przez sen. W kuchni natomiast na blacie kuchennym stała butelka na mleko i opakowanie Bebiko. Od tego momentu etap ;karmienie naturalne został zamknięty. I nastąpił czas rytualnego "wieczoru z tatusiem" - kąpiel, smarowanie, karmienie butelką. A mama miała czas dla siebie. Kolki dla mnie to tylko opowieści o Yeti. Wiec może to problem pokarmu? Bo syn koleżanki ryczał przez 8 miesięcy, ta karmiła go non - stop piersią, a później okazało się, ze jej pokarm jest jałowy, bo organizm nie przyswaja pewnych pokarmów.
    Dodam, ze położna, która przychodziła na wizyty nie zganiła mnie za karmienie butla: "Przynajmniej dziecko nie ma kolek, a pani może jeść co chce. A i tatuś włączy się do wychowania dziecka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale cię rozumiem, aczkolwiek ja z karmienia naturalnego zrezygnowałam po 4 tygodniach ponieważ skończył mi się pokarm po prostu. Z tym że nawet jak była karmiona moim mlekiem to z butli ponieważ nie chciała ssać piersi. Kolki były niezależnie od tego czym była karmiona. Pogorszyło się po przejściu z Bebilonu dla wcześniaków na Bebilon 1. Teraz jest na Hibb i jest lepiej.

      Usuń
  13. Moja kochana Fanaberio:) rozumiem Cie jak nikt inny:) Jerzyk kolki miał do 4 msc- ostre- nic nie pomagało NIC! Padalismy na ryj płakaliśmy - nie było mamy teściowej itd. Ale teraz duma mnie rozpiera, ze daliśmy radę! Sami! Mimo skrajnego wyczerpania fizycznego i psychicznego:) ku pokrzepieniu serca Twego choć ja wszystkie pokrzepienia wówczas miałam głęboko w dupie:)

    OdpowiedzUsuń

Pani Fanaberia - blog parentingowy z przymrużeniem oka © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka