...więc wrzućmy na luz. W końcu możemy. Tak, wiem, sporo ludzi,
miało wrzucone na luz zanim zmienił im się prefiks jednak ja do tego luzu
doszłam dopiero teraz. Nie wiem czy to kwestia 3 z przodu, zmiany priorytetów,
czy po prostu nareszcie dotarłam do tego momentu w życiu, że mam w nosie większość
rzeczy, które kiedyś stanowiły dla mnie spory problem. Jestem natomiast pewna, dobrze mi tak, a właściwie to najlepiej.
Co się dla mnie zmieniło?
Muzyka. W końcu mogę słuchać wszystkiego co tylko przypadnie mi do gustu.
Żeby nie było - nikt nigdy nie ustawiał moich playlist, ani nie nagrywał kaset (no może
poza chłopakiem w liceum), ale zawsze czułam jakiś wewnętrzny przymus
opowiadania się po którejś ze stron muzycznych barykad. Zwłaszcza na przełomie
podstawówki i liceum (tak, tak, za moich czasów nie było gimnazjum:P). No bo co
to za metalówa, która lubi Backstreet Boys?
Teraz mam to w nosie i na mojej playliście obok Aerosmith i Incubus figuruje Nirvana, w towarzystwie Whitesnake, Queen oraz Justina Timberlake'a, Clean Bandit i Kygo:P
Teraz mam to w nosie i na mojej playliście obok Aerosmith i Incubus figuruje Nirvana, w towarzystwie Whitesnake, Queen oraz Justina Timberlake'a, Clean Bandit i Kygo:P
Stylówa jak muzyka, czyli zupełna dowolność. Idę na spacer z
Zo zakłam tenisówki i dresiwo, w pracy kiecki i szpilki, po pracy jeany i
baleriny. Nie czuje jak rymuję, za to zdecydowanie czuję, że mogę być spójna
wewnętrznie, bez manifestowania tego na zewnątrz. Sorry kochane glaniki, ale
Wam już podziękuję.
Poczucie czasu, wiem, że mam go za mało, żeby go tracić. Na pracę, której nie lubię, na ludzi którzy
mnie deprymują. Najzwyczajniej w świecie szkoda mi na to prądu. Do niedawna
myślałam, że warto walczyć o każdą posadę czy relację, teraz wiem, że to nie
prawda. Praca czasem bywa tak beznadziejna, że nie ma sensu w niej siedzieć
dłużej niż to konieczne, lepiej ją zmienić. Ze znajomościami bywa podobnie - po co tracić czas na
coś co nas dołuje/stresuje? Lepiej zamknąć męczący nas rozdział.
Odpuszczam. Głównie rzeczy na które nie mam wpływu. Głową
muru nie przebiję, więc po co się pałować w imię walki np. o poglądy? Mam swoje
i tyle. Krótka piłka.
Nie czekam. Na okazje, urlop, jutro. Cokolwiek. Tzn. czekam w znaczeniu takim, że planuję. Natomiast nie uzależniam od tego swojego poczucia szczęśliwości. Staram się, chociaż nie zawsze mi się to udaje, być szczęśliwą tu i teraz, zwłaszcza, że plany mają to do siebie, że się zmieniają.
Akceptuję. To że nie umiem gotować, że bywam nieznośna,
że mam gorsze dni. Nadal mam problem z akceptacją siebie, w sensie swojego
wyglądu, ale wszystko przede mną. Może przy następnej zmianie prefiksu uda mi
się i to?:)
![]() |
Żródło |