„Ocean na końcu drogi” to kolejne dzieło Neila
Gaimana - jednego z moich ulubionych pisarzy. Kolejne, które nie zawiodło, za
to wciągnęło mnie bez reszty, w swój magiczny, a przy tym mroczny świat.
„Ocean…” opowiada historię z życia pewnego chłopca, z perspektywy dorosłego,
który powraca do miejsca w którym się wychowywał. Zwiedzając je, stopniowo
przypomina sobie wydarzenia z dzieciństwa, o których wydawało się, że zapomniał…
Wracając do czasów młodości narrator opowiada nam piękną baśń o przyjaźni, rodzinie i magii, ale również o przetrwaniu oraz o czyhającym w cieniu niebezpieczeństwie i grozie jeżącej czytelnikowi włoski na karku. Dzięki temu, że wszystko przeżywamy i postrzegamy z perspektywy zamkniętego w sobie 7-latka możemy zanurzyć się w dziecięcej wyobraźni, myślach, spostrzeżeniach oraz emocjach również tych nie zawsze pożądanych. Główny bohater jest ciekawy świata, chociaż nie zawsze go rozumie, a czasem się go boi. Gaiman genialnie i bardzo sugestywnie opisuje sposób w jaki dzieci obserwują dorosłych i co z tych obserwacji wynika. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby do tego typu historii nie dodał czegoś bardzo dziwnego, pięknego i niepokojącego zarazem – dlatego też, przy okazji opowieści głównego bohatera poznajemy istoty pamiętające Wielki Wybuch, pradawne moce zarówno te dobre jak i złe, stwory spoza naszego świata i czasu. Czary i uroki to banał, zamiast tego lepiej rzeczywistość ciachać i zszywać. Przez chwilę nawet wiemy WSZYSTKO i zanurzamy się w kosmicznej otchłani całkowicie oderwani od rzeczywistości. Wszystkie te osobliwości zatopione są w zapachu ciepłego wieczoru, szumie traw i pozornie sennej otoczce leniwych wieczorów na wsi…
Każdy z nas na pewno nie raz doznał podobnej retrospekcji - kiedy wracał do znajomych miejsc ze swojej młodości. I nie ma w tym nic dziwnego, bo nasze dziecięce wspomnienia i ówczesny punkt widzenia nie przepadają bez śladu, czają się gdzieś w zakamarkach pamięci i czekają na ponowne odkrycie. Są widoczne kątem oka niczym cienie. W kontekście tej opowieści jest to dosyć niepokojące, ale również kuszące, więc może warto cofnąć się do swojej młodości i odkryć chociaż namiastkę magii przywołanej przez Gaimana?
Tak czy inaczej, nawet jeśli z jakiś powodów nie chcemy wracać do własnych wspomnień to na pewno warto zajrzeć do tej opowieści i dać się ponieść Gaimanowskiej wyobraźni.
Lubię takie historię, pewnie dlatego, że sam jestem typem człowieka, dla którego wspomnienia są strasznie ważne - od dzieciństwa pisze pamiętniki, filmuje różne wydarzenia z życia etc. Wszystko po to, by nic mi po latach nie umknęło :) Książka zapowiada się bardzo dobrze, sam się sobie dziwię, że wciąż nie poznałem jeszcze Gaimana.
OdpowiedzUsuńEch cudna sprawa, ja niestety pamiętnik prowadziłam bardzo wyrywkowo i mam tylko taki z ostatnich klas liceum. Z wcześniejszych okresów zdjęcia i pamiątki, które trzymają rodzice - lubię czasem je przeglądać i właśnie tak przenosić się do czasów dzieciństwa.
UsuńZ resztą postanowiłam dla swojej potomikini prowadzić takie zapiski z pierwszych lat jej życia, może kiedyś będzie chciała je poznać;)
Jeśli chodzi o Gaimana to gorąco go polecam, zwłaszcza jeśli lubisz takie pokręcone, abstrakcyjne, ale i magiczne światy:) W podobnym stylu utrzymana jest "Koralina" tegoż ale "Ocean..." bardziej przypadł mi do gustu.
Jak będziesz miał jakieś pytania o Gaimana to z chęcią podpowiem coś więcej.
O, takie historię to ja lubię :) Jak znajdę czas to może wezmę się za tą pozycję :)
OdpowiedzUsuń"Ocean..." wciąga momentalnie, więc nie musi być tego czasu jakoś dużo dużo. Mi lektura zajęła jeden wieczór i dwie wyprawy komunikacją miejską do lekarza;)
UsuńCiekawe :) Może poczytam :)
OdpowiedzUsuńtrochę mnie dreszcze przeszły jak czytałam Twoją recenzję ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się:) Aczkolwiek moja recenzja to nic w porównaniu z książką:D
UsuńNo i lista książek do przeczytania znowu urosła :D Nie ogarniam xD
OdpowiedzUsuńDzięki za fajną rekomendację :)
OdpowiedzUsuń