Ha, ha! Już myślałam, że nie zdążę, ale jednak się udało.
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym się nie zakręciła, a mianowicie z uporem maniaka myślałam, że dzisiaj jest dzień z "P jak...", a tu paczam i oczom nie wierzę - list!
Co się odwlecze to nie uciecze. P jak nowy projekt obwieszczę zatem w sobotę czyli dzień szósty wyzwania;)
Temat na dzisiaj, jak się okazuje, to LIST.
Listy zawsze kojarzyły mi się z tęsknotą i romantyzmem. Obecnie listy, w tradycyjnej formie, ograniczam do wypisywania kartek na święta.
Ale cóż to by było za wyzwanie, gdyby nie trzeba było ruszyć głową.
Tak się złożyło, że z okazji L4 spadło na mnie incydentalne ugotowanie obiadu. Jak już nie raz wspominałam jestem kuchennym analfabetą, kretynem i debilem. Wiedząc o tym mój małżonek, zostawił mi jakże romantyczną instrukcję gotowania fasolki po bretońsku.
Oprawa wizualna to już moja sprawka, na potrzeby wyzwania;)
Przepis idzie tak:
1. Pokroić boczek i kiełbę i podsmażyć na patelni;
2. Wodę z fasoli odlać i nalać nowej tak żeby fasolę przykryło (może być trochę więcej);
3. Dodał płaską łyżeczkę soli i gotować na małym ogniu;
4. Kiedy fasola trochę zmięknie dodaj majeranku;
5. Chwilę później dodać kiełbę i boczek;
6. Dodać koncentrat;
7. Gotować aż fasola będzie dobra.
Fasolka się udała:)
Ba! Podobno jest lepsza niż ta którą robi moja mama. Normalnie aż spąsowiałam:P
Inne interpretacje tematu znajdziecie tutaj.